niedziela, 21 sierpnia 2011

Refleksje z lektury

Ostatnio czytam  książki niemalże hurtem, wykorzystując ostatnie dni wakacji (czytaj: możliwość spania do 10.00). Wczoraj skończyłam czytać "Trufle. Nowe przypadki księdza Grosera". Więcej informacji o książce tutaj.
Jakie wrażenia? Musze przyznać, że jakiś niesmak we mnie ta książka pozostawiła... Czytałam wcześniej "Adieu", później "Cudze pole" - wiem, nie po kolei :) I właściwie tylko "Adieu" pozostawiło miłe wspomnienia. Dlaczego? Na okładce "Trufli" pełno pozytywnych opinii, również ze strony księży. Ja chyba jestem jakaś konserwatywna... Rozumiem, że księża to też ludzie, nieobce im pokusy, że przeżywają kryzysy powołania.Ale moim zdaniem obraz Kościoła u Grzegorczyka jest zbyt krytyczny, jednostronny. Kościół w tej powieści to jeden wielki biznes i polityka, robienie kariery i szkalowanie niewygodnych ludzi. Czy naprawdę każda kobieta w otoczeniu księdza to jego potencjalna kochanka? Czy na plebanii ksiądz nie robi nic innego, tylko pije alkohol? Czy księża się nie modlą?

Ja chyba żyję w jakimś innym świecie. Ja nie spotykam takich księży! Praktycznie jeden w okolicy jest "podejrzany", bo jeździ samochodem prosto z salonu robionym na zamówienie, a parafia niewielka. I tyle. Pozostali to ludzie całkiem zwyczajni, a wśród nich wielu fantastycznych kapłanów, zwłaszcza moi byli wykładowcy ze studiów :) Mój promotor (kanclerz kurii) - do rany przyłóż, choć niespecjalnie lubi się w mediach wypowiadać; liturgista - cudowny, fantastyczny, a co najważniejsze, krytyczny wobec współbraci w kapłaństwie; Andrzej, od filozofii - wrażliwy, niesamowicie przeżywający wiarę; redaktor diecezjalnego dwutygodnika - dowcipny, potrafi używać ostrych słów (nawet skrytykować biskupów :) choć żartem trochę), zwiedził kawał świata, zdobył razem z Kwiatkiem (liturgistą) Kilimandżaro... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność... dlatego księża Grzegorczyka mnie rażą, nie miałam takich doświadczeń. Choć nie powiem, niektórych księży z okolicy nie lubię, i już.

1 komentarz:

  1. Ja trylogię Grzegorczyka czytałam w zimie, więc szczegóły fabuły wywietrzały mi z głowy, ale pamiętam, że ogólnie książki wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Spodziewałam się, że obraz Kościoła będzie wygładzony, na szczęście myliłam się ;). Grzegorczyk pokazuje, że księża to ludzie jak wszyscy inni, mają swoje wady, słabości i nałogi. Rzeczywiście więcej tu chyba postaci nie do końca pozytywnych (nie brak np. księży wyrachowanych), wydaje się, że na jednego "dobrego" Grosera przypada pięciu "złych" księży. Mam wrażenie, że dla antyklerykała książki Grzegorczyka byłby tylko potwierdzeniem, jacy to księża są... i tu szereg określeń negatywnych, a Groser jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Niemniej jednak chyba więcej jest czytelników, którzy na książki Grzegorczyka patrzą w inny sposób; niektórzy pewnie z zaskoczeniem odkryli, że ksiądz to "też człowiek", a nie pół-anioł, którego ziemskie życie to droga usłana różami, wiodąca prosto do nieba, bo "bilet wstępu" zagwarantowały święcenia...
    Moim zdaniem książki o Groserze to przekrój polskiego Kościoła, to nic że większość ważniejszych bohaterów nosi sutanny, równie dobrze mogliby oni być nauczycielami, urzędnikami, handlowcami - po prostu katolikami. Bo wśród katolików nie brak kombinatorów, cwaniaków, alkoholików, różnego rodzaju przestępców. Ale oczywiście łatwiej dostrzec drzazgę w oku księdza, który bardziej się wyróżnia, niż belkę w swoim. Jak dla mnie Grzegorczyk zwraca uwagę na belkę, nie drzazgę (ale ja to ja), zdaje się mówić "tacy jesteśmy", a nie "tacy są wyłącznie oni=księża".
    Rzecz jasna, nie wszystko mi się podobało w trylogii. Rzeczywiście, tak jak piszesz, zdecydowanie więcej jest negatywnych przykładów zachowań, ale dzięki temu Groser może się wyróżnić.
    A że w życiu prawie się nie spotykamy z takimi negatywnymi postawami księży - to chyba należy się cieszyć i dziękować Bogu! :)

    OdpowiedzUsuń