czwartek, 24 lutego 2011

Niewiara a zbawienie

Dzisiaj mój uczeń zapytał mnie, czy jak ktoś nie wierzy w Boga, ale w życiu postępuje dobrze, to czy Bóg mu tego jakoś nie wynagrodzi?
 I jak zwykle, odpowiedziałam małym "kazaniem", chociaż ten uczeń na końcu odpowiedział: ok, to chciałem wiedzieć :)
No tak, fajnie. Ale ja sama mam teraz problem. Powiedziałam co prawda, że Bóg jest miłosierny, i nie możemy przesądzać, kto nie będzie zbawiony. Mogą być ludzie, którzy bez własnej winy nie znają Chrystusa, ale żyją zgodnie z sumieniem. I w takich wypadkach możemy przypuszczać, że Bóg poczyta im to za zasługę. Ale inaczej wygląda sytuacja, kiedy ktoś dobrowolnie odrzuca Chrystusa i Kościół. Wtedy świadomie popełnia grzech.
Moje obawy wynikają z tego, czy przypadkiem ten chłopak nie zrozumiał mnie źle, i nie uzna moich słów za usprawiedliwienie postawy: Nie muszę chodzić do kościoła, modlić się, przyjmować sakramentów, samo dobre życie wystarczy. Muszę jakoś do tego nawiązać, żeby jeszcze ten temat poruszyć...
Bycie katechetką to wielka odpowiedzialność. Czasem moje słowa, źle zrozumiane, albo nieopatrznie wypowiedziane, mogą źle wpłynąć na postawę moich uczniów. Ja przecież nie mówię od siebie, ale mówię w imieniu Kościoła, a więc także w imieniu Chrystusa.  Odpowiadam przed Bogiem za tych, których on stawia na mojej drodze, za moich uczniów. I to jest bardzo trudne. Potrzebuję wsparcia Ducha Świętego, żeby naprawdę prowadzić tych młodych ludzi do Boga. A żeby ich prowadzić, to sama muszę być głęboko przekonana o słuszności tego, co mówię. A same słowa nie wystarczą, to musi być widać w moim życiu...

środa, 23 lutego 2011

Modlitwa

Umiem pięknie mówić o modlitwie, często kilka minut pozostałych do końca lekcji potrafię "przegadać" o wartości modlitwy. Ale na słowach się kończy. Sama mam z modlitwą problemy. Obarczam się różnymi modlitewnymi obowiązkami, dokładam sobie tych zobowiązań, a już po kilku dniach rezygnuję i poszukuję usprawiedliwień. Modlitwa sprawia mi trudność... Czasami mam jakiś problem, i najchętniej natychmiast zaczęłabym się w tej sprawie modlić, a kiedy znajduję chwilę wolną, to... już mi się odechciewa. Chciałabym przeżywać uniesienia na modlitwie, ale to przecież nie jest jej istotą! To tylko dodatek, "cukierek" od Boga.
Trudno... trzeba cały czas pracować nad sobą, pokonywać lenistwo duchowe...

niedziela, 13 lutego 2011

Koniec ferii

Dwa tygodnie przeleciały tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam... Najpierw, w pierwszym tygodniu, wyjechałam z oazą na rekolekcje, trwały cztery dni. Oj, działo się! Może kiedyś trochę napiszę :) A drugi tydzień upłynął mi na wyjazdach - z mamą do lekarza, po wyniki... Dwa razy byłam też na salce parafialnej, gdzie odbywały się zajęcia dla dzieci. Razem z moją oazową "prawą ręką", Klaudią, uczyłyśmy dzieci różnych piosenek. Oprócz tego spotkanie porekolekcyjne z animatorami, spotkanie oazy... I jak tu odpocząć? Chyba w trakcie roku szkolnego :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Wyrzuty sumienia

I znowu okazało się, że ważne jest spojrzenie z innego punktu widzenia... Niedawno wróciłam z rekolekcji, na które pojechałam z grupą parafialną. Było wspaniale, tylko ostatniego dnia pojawiły się zgrzyty. Z powodu nadużycia mojej cierpliwości i złego zachowania części uczestników podczas tzw. "zielonej nocy", byłam zła, na nich i na siebie. Miałam do siebie pretensje, że zabrałam pewną dziewczynę, która co prawda w grupie parafialnej nie jest, ale gramy razem na gitarze i bardzo chciałam, żeby mi pomogła na rekolekcjach. Niestety, zawiodła moje zaufanie ostatniej nocy.
Ale nie o tym chciałam pisać. Wczoraj, rozmawiając na gg z jednym z uczestników rekolekcji poruszyłam tę sprawę. I zawstydziłam się :) Piętnastoletni chłopak tak mi nagadał, że miałam o czym myśleć! Ten uczeń powiedział, że nie powinnam skupiać się na tym, co było złe, ale pomyśleć też o tym, co było dobrego. "Mnie przecież - mówił dalej - ona też nieraz zdenerwowała, ale przecież pomogła pani i nam". Stwierdził, że zamiast się dołować powinnam jej wybaczyć i zapomnieć o przykrościach. To było niesamowite! Dzięki tej rozmowie przekonałam się, że za bardzo byłam skupiona na swoich emocjach, odczuciach, a zapomniałam o tym, co ważniejsze. Przydaje się takie spojrzenie z innej strony! Już się chciałam tłumaczyć, że "przebaczę jej, jeśli..." ale się pohamowałam. Jakie jeśli? Bóg wybacza bezwarunkowo. A jak mam prowadzić swoich uczniów do Boga, skoro sama nie potrafię żyć według tych wartości?
I okazało się, że piętnastolatek jest mądrzejszy ode mnie. I bardzo dobrze! Bogu dzięki za takich ludzi.

piątek, 4 lutego 2011

Katechetka - zawód, powołanie czy szaleństwo?

Właśnie, co to znaczy być katechetką? Dlaczego się na to zdecydowałam? Nie umiem odpowiedzieć jednym zdaniem. To bardzo skomplikowana historia :)
Wiele rzeczy miało na to wpływ, ale to jednak dobra decyzja. Zawsze dobrze się uczyłam, jestem zdolna, nie miałam problemów z żadnym przedmiotem. W liceum namawiano mnie na anglistykę, na ekonomię, prawo..