poniedziałek, 27 czerwca 2011

Rekolekcje dla katechetów

Wróciłam z rekolekcji dla katechetów. Mam obowiązek bywać na takowych raz na dwa lata. W tym roku jechałam z nastawieniem, że się będę nudzić przez trzy dni. A tu niespodzianka! Rekolekcje prowadził ks. A. Klimek, redaktor naczelny naszego diecezjalnego dwutygodnika. To bardzo sympatyczny kapłan. No i miał świetne konferencje, naprawdę warto było posłuchać. Mówił o tegorocznym programie duszpasterskim "Żyć w komunii z Bogiem i ludźmi", a przede wszystkim skupił się na budowaniu wspólnoty. Trafił bardzo w to, co mnie gdzieś dręczyło i niepokoiło. Najbardziej trafiło do mnie, gdy mówił o tym, co pomaga budować wspólnotę. Jednym z takich czynników jest świadomość własnej ograniczoności. I to okazało się bardzo mi bliskie... Tak często chciałabym wszystko zrobić sama, wszystko po mojemu... a tu jednak z pokorą trzeba przyjąć, że nie wszystko ode mnie zależy. A druga rzecz wynikła z indywidualnej rozmowy. Powiedział mi, żebym się nie obciążała odpowiedzialnością za wiarę moich uczniów, bo nawet jeśli zrobię coś źle, jeśli zaszkodzę, to nie będę za to odpowiedzialna, bo przecież nie to było moim celem. No i żebym nie próbowała na siłę naprawiać moich błędów, bo wtedy bardziej mogę namieszać.

Rekolekcje rzeczywiście mogę zaliczyć do bardzo udanych, wiele rzeczy widzę jaśniej - w sobie i w mojej pracy.

środa, 22 czerwca 2011

Coś się kończy, coś się zaczyna....

Nadeszła ta chwila... pożegnałam dziś moich trzecioklasistów. Miałam nie płakać, i prawie mi się to udało :) Troszkę mi się miękko zrobiło, jak się poszłam uściskać z moimi chłopakami. Jeden z nich: Niech pani nie płacze, przecież się będziemy widywać. A drugi: Ja się z panią ściskać nie będę, bo ja z oazy nie odchodzę i będziemy się co tydzień widzieć. I jak tu ich nie kochać? Ja sobie nie wyobrażam przyszłego roku bez nich. Chyba nikt nie potrafi w taki sposób się ze mną przekomarzać - pożartować i z siebie, i ze mnie, jednocześnie nikogo nie obrażając.
A moje dziewczyny? I., P., K., A... Będzie dziwnie w przyszłym roku...

Teraz jednak wakacje. Przede mną Boże Ciało, grill z oazą, rekolekcje dla katechetów, wizyta nauczycieli z partnerskiej szkoły na Słowacji, urlop na Mazurach, remont pokoju.... Tyle przede mną!!!


Coś się kończy, coś się zaczyna....

wtorek, 14 czerwca 2011

Radości i smutki "końcoworoczne"

Wielkimi krokami zbliża się koniec roku szkolnego. Ogromne dylematy związane z wystawianiem ocen - jestem zbyt łagodna!!! No i smutek - odchodzą "moi" trzecioklasiści... Wiele z nimi przeżyłam, sytuacji radosnych i trudnych, ale w pamięci zostaną tylko te przyjemne. Bardzo się z nimi zżyłam przez dwa lata (uczę ich od drugiej klasy) i chyba się rozpłaczę na zakończeniu roku. Będę strasznie tęsknić, za S., I., M., A..... z kim będę o snookerze rozmawiać? Komu powiem, że mam doła, jak nie będzie I. i S.? Ech...

W sobotę trzecioklasiści mieli bal, poprzedzony Mszą świętą. Bardzo dużo ich było na Mszy, super. A jaką niespodziankę mi zrobili! W piątek ustalałam, kto przeczyta czytanie, zaśpiewa psalm. No i organizowałam dwie dziewczyny do modlitwy wiernych, Olę i Izę. Przed Mszą szukam dziewczyn, a ich nie widać... W końcu, na trzy minuty przed Mszą - są! No ok, myślę sobie. A Ola mówi, że ona czytać nie będzie, bo się denerwuje, i że załatwiły chłopaków. Jakich chłopaków? - pytam. L, M, D i M - usłyszałam w odpowiedzi.  Moja reakcja: Że niby kto??? - nie uwierzę, jak nie zobaczę.  A jednak! Łza mi się w oku zakręciła, jak ich zobaczyłam na ambonie.Miła niespodzianka... To było cudowne...

A potem bal. Myślę sobie trochę egoistycznie, który z moich uczniów ze mną zatańczy. Zaskoczenie kompletne: pierwszy był W. - który przez dwa lata uprzykrzał mi życie... :) A potem B., Ł., R., S.i jeszcze Ł., i W. Dawno się tak dobrze nie bawiłam....

Będzie mi ich ogromnie brakować!!!

niedziela, 5 czerwca 2011

Wrażenia "polednicowe"

Wróciłam nad ranem z moją wspaniałą piętnastką :) Ale nie do końca jestem zadowolona... Ale po kolei.
1) Najbardziej chyba nie spodobał mi się przebieg spotkania. Temat i owszem, ciekawy, ale realizacja nie bardzo. Mało ciekawych rzeczy, niby procesje sobie szły, ale po co i dlaczego? Nie bardzo...
2) Msza św. o 20.00 to jest największy niewypał. Eucharystia  to centralny punkt spotkania, "po" nie ma już tego skupienia, człowiek się już rozluźnia i szykuje do powrotu. Stąd - wybór Chrystusa to był właściwie przerywnik w pogaduszkach...
3) Niedopracowana organizacja. Wpuszczanie grup na polach i recepcja - super, to było bardzo dobrze w tym roku zrobione. Ale - że miało być namaszczenie olejem, a jednak nie było, i, co najważniejsze zabrakło Komunii św. dla ogromnej rzeszy ludzi. Ja rozumiem, że nie policzy się wszystkich, ale wyglądało to tak, jakby ponad połowa ludzi szła do Komunii później, do Namiotu Adoracji.
4) Mało okazji do śpiewów i tańca. Tańczono praktycznie trzy piosenki na zmianę: "Tak tak Panie", "Cały Twój" i "Jesteśmy mocni". A, i raz było "Tańcem chwalmy Go". "Orły" też tylko raz...

To takie uwagi dotyczące całokształtu. Jeśli chodzi o moja grupę, to sprawowali się bez zarzutu. "Zakochane pary" bardzo przyzwoicie, bez ostentacyjnego okazywania sobie uczuć. Duży plus! Trochę mi było smutno, bo mój ulubieniec (tak, tak, często tu wspominany pod różnymi "ksywkami") nie bardzo tańczył, i w końcu nie wiem, z czego to wynikało... chyba jednak z atmosfery ogólnej.

Ci, którzy jechali pierwszy raz (z mojej grupy) wrócili zachwyceni (z dwoma wyjątkami, ale ok), natomiast ci, którzy byli w zeszłym roku i wcześniej, wrócili z pewnym poczuciem zawodu...

Nie rezygnujemy jednak, jedziemy za rok!!

Chyba... :)