piątek, 28 października 2011

Rozwiązanie sprawy

W poprzednim wpisie opowiadałam o niezręcznej sytuacji, jaka pojawiła się w mojej grupie. Dzisiaj dziewczyny chciały porozmawiać po spotkaniu. No i trochę sobie wyjaśniłyśmy. Nieporozumienie wynikło ze złego zrozumienia moich słów, z niedomówień i nadinterpretacji. Niestety, z tego powodu przez trzy tygodnie każda z nas źle się czuła i miała jakiś tłumiony żal. Przeprosiłyśmy się nawzajem, poprosiłam, żeby zawsze mi mówiły, że coś jest nie tak, bo potem niepotrzebnie tłumimy w sobie żale. Mam nadzieję, że wszystko będzie już ok.

środa, 26 października 2011

Smutno...

Ostatnio trochę mi zgrzyta w oazie... Atmosfera się nieco zepsuła. A wszystko przez jakieś niedomówienia, niejasności, ukrywanie wzajemnych żali. Otóż podobno kilka tygodni temu, na spotkaniu, na którym po raz pierwszy byli nowi chętni z pierwszych klas gimnazjum, podczas przedstawiania (przeze mnie) pozostałych członków grupy, ktoś poczuł się urażony, pominięty, zlekceważony  i takie tam podobne. Ja, oczywiście, nic o tym nie wiedziałam. Tydzień później, moja "nadworna psycholożka" X. chciała mi zwrócić uwagę, ale nie zdążyła i, cytuję "myślała, że jakoś to naprawię" - najpierw musiałabym wiedzieć, że coś zrobiłam nie tak. No cóż, czytać w myślach nie potrafię. Potem X. bardzo nie pasowało, że nie zamierzam robić luźniejszego planu dnia na naszych wyjazdowych rekolekcjach. Jej zdaniem poprzednio plan dnia był zbyt napięty. No i konflikt narastał :(
W sobotę wieczorem X. uznała za stosowne wyjaśnić mi swoje żale w dość długich wiadomościach przesyłanych za pomocą internetu. Niestety, ogólny wynik rozmowy nie był dla mnie przyjemny... Wyszło na to, że jestem niesprawiedliwa wobec oazowiczów, że podczas przedstawiania o jednych powiedziałam mniej, o innych więcej i przez to poczuli się urażeni, że poprzednie rekolekcje doprowadziły do podziałów i spowodowały problemy, i ogólnie wszystko jest beznadziejne - tak końcówka to już moja '"nadinterpretacja". Nie dawało mi to spokoju, dręczyłam się przez pół niedzieli, w końcu, po długich wahaniach napisałam SMS-a do Y.. Wiedziałam, że kto jak kto, ale on mi "wygarnie", jeśli robię coś nie tak. Y. chętnie się zgodził porozmawiać, nawet przyszedł do mnie pieszo (2 km), bo nie miał w domu roweru do dyspozycji. Rozmowa z nim podniosła mnie na duchu. Y. nie podzielił zdania X. co do mojej niesprawiedliwości i spraw związanych z organizacją wyjazdowych rekolekcji. Poza tym zaproponował, że mam dać im (tzn. animatorom) więcej odpowiedzialności, żeby wszystko nie było na mojej głowie.
Na kolejnym spotkaniu nadal czułam, że coś jest nie tak, choć tym razem nie było X. I doszłam do wniosku, że jakiś żal ma do mnie Z., moja "prawa ręka", a przy okazji przyjaciółka X. Niestety, Z. nie miała czasu w tym tygodniu ze mną porozmawiać, napisała tylko w SMS-ie, co ją ubodło - że podczas przedstawiania członków grupy (kiedy Jej nie było) ją pominęłam i powiedziałam, że jest "nieusprawiedliwiona". Cóż, odpowiedziałam jej, że mi jest przykro, że jak ma coś do mnie, to nie mówi mi wprost (po 4 latach współpracy!) i dodałam, że na pewno nie określiłam jej jako "nieusprawiedliwionej". Widocznie X. miała złe informacje... Bo to od niej Z. miała relację z tamtego spotkania. A X. w swoich wiadomościach pisała, że "ktoś", "inni", "niektórzy" jej coś tam mówili. Nie znoszę takich określeń,bo to brzmi jak jakiś donos od "życzliwych".
No nic, pożaliłam się trochę. Czekam na piątkowe spotkanie, zobaczymy...

czwartek, 13 października 2011

Długa przerwa w pisaniu

Dość długo już nie zamieściłam żadnego wpisu, ale nie dlatego, że nic ciekawego się w moim życiu nie dzieje... Po prostu bardzo zajęta jestem, i kiedy siadam przy komputerze, to tylko po to, żeby sprawdzić pocztę i posłuchać trochę muzyki.
W końcu zeszło ze mnie napięcie związane z nawiedzeniem Obrazu Matki Bożej. Zostały miłe wspomnienia i usłyszane z wielu stron słowa uznania dla mojej młodzieży. Dość widocznym efektem jest także to, że na ostatnie spotkanie oazy przyszło ośmioro nowych uczniów, z pierwszych klas. Jeden z moich absolwentów, Łukasz, nie mógł się nadziwić: Co im pani zrobiła? Liczę na to, że zostaną :) Zapadła decyzja o wyjeździe na rekolekcje, pięciodniowym. Animatorzy obiecują wsparcie, mam nadzieję, że nie zostawią mnie ze wszystkim.
W szkole wpadłam już w odpowiedni rytm pracy, wyrabiam się ze wszystkim, dużą przyjemność sprawia mi praca z pierwszoklasistami - mam nowe podręczniki, a to wymaga nowych pomysłów na lekcje. Z wyjątkiem jednej, pierwsze klasy są sympatyczne, dobrze się z nimi pracuje. Jednak nie wydaje mi się, że uda się nawiązać takie relacje, jak z moimi byłymi uczniami. Duży wpływ ma chyba różnica wieku: 10 lat to jednak trochę mniej niż 13... Nie narzekam, jeśli mogę to tak ująć, to niektórzy z moich byłych uczniów są teraz moimi przyjaciółmi (no, może to trochę za dużo powiedziane, ale dobrymi kolegami na pewno).
Jeśli chodzi o sprawy niezwiązane z pracę, to wybieram się z rodzicami do rodziny, mieszkającej jakieś 200 km. od nas. Czym tu się chwalić? Chyba tym, że lubię prowadzić samochód, a to ja pojadę w tę trasę, a nie brat :)