czwartek, 27 listopada 2014

Hiszpański, hiszpański otra vez :)

Długo się nie odzywałam, choć toczy się tutaj ciekawa rozmowa. Afro, jakby co, pomagaj :) A nie odzywałam się z powodu braku czasu, bo znowu się zakręciłam na hiszpańskim i każdą wolną chwilę temu poświęcam :) Me encanta y soy tan orgullosa, porque entiendo mucho :)

Pero, vamos a lo nuestro :) Seguimos hablando :)

Czyli: wracajmy do tematu.

Nie zrozumieliśmy się z moim rozmówcą w kwestii definicji słowa "wyśmiewanie", dlatego trochę inaczej widzimy pewne rzeczy. "Wyśmiewanie" ma zabarwienie pejoratywne, obraźliwe. Co innego "żartowanie" - nie mam nic przeciwko żartowaniu z kwestii wiary, byle te żarty były w dobrym guście, np.:

Pan Bóg stworzył Adama, a potem przyprowadził mu Ewę. Adam na to:
- Panie, jaka ona piękna!!!
- To po to, żebyś mógł ją pokochać - odpowiedział Bóg.
Po tygodniu przychodzi Adam i mówi do Boga:
- Panie, może i piękna, ale jaka głuuuupia.....
- To po to, aby ona mogła pokochać ciebie....

(wykorzystywane na lekcjach).

W kwestii Czechów - no please, nie wmawiaj mi, że Czesi nigdy nie słyszeli o tym, że można wierzyć, nie widzieli krzyża, kościoła, księdza, papieża w telewizji? A jak widzieli, to się nie dowiedzieli kto to i po co to? Czyli mają świadomość istnienia czegoś takiego, jak wiara, ale z jakiś powodów jej nie przyjmują. Zresztą, podobnie jak Ty - wiesz, że istnienie możliwość wierzenia, chociaż jej nie podejmujesz... Ten dar wiary, o którym mówię, można rozumieć po prostu jako "możliwość uwierzenia".

I sam widzisz, że wiele zależy od tych, którzy podejmują powołanie czy misję ewangelizowania, katechizowania. Jeśli robi to źle, może zaszkodzić. Ja bym nie wrzucała wszystkich sióstr zakonnych do jednego worka - pozdrowienia dla S. M. Klaudii Sł. M., mojego niedoścignionego wzoru nauczycielki i katechetki :)

Bardzo chętnie będę kontynuować tę rozmowę, w sumie to nie wiem, jaka forma byłaby najlepsza... Aha, jeśli chcesz, to mogę Ci zaproponować świetne książki, na których się właściwie wzoruję tłumacząc różne rzeczy :)

środa, 5 listopada 2014

Rozmowy ciąg dalszy :)

Trochę mi dziwnie tak odpowiadać w postach, ale cóż... O wiele bardziej wolałabym osobistą rozmowę :)
Spróbuję się odnieść do tych spraw, które poruszył Jasiek...

1) Napisałeś: w sumie mogę powiedzieć że nie dziwię się komentarzom wyśmiewającym wiarę. Bo jeśli ktoś nie wierzy to trudno jest w pewnych momentach nie wyśmiać wiary. Z tym się nie mogę zgodzić. Dlaczego trudno nie wyśmiać wiary?? Czy ludzie (obojętnie, wierzący czy nie) nie mogą uszanować innych przekonań? Politycznych, religijnych, światopoglądowych? Wybacz, ale nie zgadzam się z żadnym wyśmiewaniem. Tylko nie myl wyśmiewania z przyjacielskim żartem (bo tak zrozumiałam Twój przykład z kolegą).

2) "wiara może być darem, którego ja nie mam" - znowu się nie zgadzam. Każdy ma ten dar, tylko nie każdy go przyjmuje. Dzisiaj, wracając z Mszy św. i spotkania z kandydatami do bierzmowania nad tym myślałam, i przyszedł mi do głowy taki przykład: dar wiary to jest jak nasionka jakiejś rośliny. Mogę je wyrzucić, zapomnieć o nich, zapodziać gdzieś czy nawet nie zauważyć, że je mam. Ale mogę też zasadzić je, podlewać itp., aż zakwitną :) Wiara nie jest "gotowcem", trzeba o nią dbać, rozwijać, umacniać. Można też zaniedbać i stracić - dlatego, że człowiek zawsze ma wolny wybór.

3) Tak jak - umówmy się - lepsi czują się w większości wierzący od niewierzących.- znowu się nie zgadzam. Nie uważam się za lepszą od innych, wierzących, niewierzących, wierzących inaczej. Każdy człowiek jest inny, ale każdy ma tę samą godność i prawa. Chrystus umarł za wszystkich, a nie tylko za wierzących. Nie zgadzam się więc z Twoim poglądem.  U mnie w pracy na 30 nauczycieli jest jedna osoba otwarcie deklarująca się jako niewierząca. Pozostałe 29 osób (w tym ja i ksiądz) nie uważamy się ani za lepszych, ani gorszych - przynajmniej nigdy tego nie zauważyłam. 

4)Poszedłem do spowiedzi a tam siedzi ksiądz. Widzę przez kratkę że ksiądz, nikt więcej. Potem się dopytałem że ksiądz to tak jakby Bóg słucha i mnie rozgrzeszał. Ale ale ... to dlaczego za te same grzech następnym razem dostałem inną pokutę? Dlaczego ksiądz się dopytuje jak dokładnie nagrzeszyłem? Nie wie? Przecież jest wysłannikiem boga, a ten z kolei wie wszystko.... Szkoda, że nikt Ci, jako dziecku, lepiej tego nie wyjaśnił... Bo teraz, jako osoba dorosła, masz takie dziecięce wyobrażenie sakramentu. A sakrament (każdy), to "widzialny znak niewidzialnej łaski". No sorry, w konfesjonale rzeczywiście widać tylko księdza - Bóg jest przecież niewidzialny. Teologicznie mówiąc, kapłan w sakramentach działa "in Persona Christi" - w osobie Chrystusa, jest pośrednikiem łaski. Dlaczego wypytuje? Żeby skuteczniej pomóc, wyjaśnić, poradzić jak na przyszłość postąpić, aby nie popełnić grzechu. Jak idziesz do lekarza, to też nie wystarczy, że powiesz "boli". Lekarz będzie wypytywał, żeby jak najlepiej pomóc. Dlaczego za ten sam grzech jest inna pokuta? Bo pokuta to nie mandat, nie ma taryfikatora. Jest formą wyrażenia skruchy, wdzięczności, podziękowania. Jak chcesz przeprosić ukochaną osobę, to też raz np. dasz kwiaty, innym razem przytulisz, pocałujesz. No, chyba że ustalisz taryfikator: mała kłótnia - przytulenie, większa kłótnia - kwiaty, burzliwa kłótnia - kolacja w restauracji...

 5)A czy uczniowie nie pytają Ciebie dlaczego przedstawiciele kościoła, którzy powinni być wzorem do naśladowania - dlaczego oni nie wszyscy stosują te zasady? Nie masz pytań w tylu - ale dlaczego ja szary człowiek mam stosować kościelne zasady skoro sami przedstawiciele kościoła tych zasad nie stosują?
Po pierwsze - przedstawicielem Kościoła jest każdy ochrzczony - jak moi uczniowie zadają takie lub podobne pytania, to najpierw ich pytam, jaka jest ich postawa jako członków Kościoła. Po drugie - w sumie sam odpowiedziałeś na pytanie: okazuje się że księża to tacy sami ludzie jak nie-księża, z takimi samymi przywarami i ... grzechami. No dokładnie - ksiądz, zakonnica - to nie jest inny gatunek ludzi... To są tacy sami jak wszyscy, mają tę samą cechę, o której pisałam na początku - WOLNOŚĆ. Jeśli źle z niej korzystają - konsekwencje poniosą takie same, jak wszyscy, a może nawet większe - "komu wiele dano, od tego wiele wymagać będą". Jeśli powodują zgorszenie - to Pan Bóg ich z tego rozliczy. Po trzecie - zwykle na przykład jakiegoś księdza, który publicznie grzeszy, znajduję przykład kilku innych, którzy swoje powołanie realizują w fantastyczny sposób i przyciągają wielu do Chrystusa i Kościoła. I na koniec zawsze nasuwa mi się w tej sytuacji fragment z Ewangelii: 2 "Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. 3 Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. (Mt 23,2-3). Zachowujcie, czego nauczają, ale ich czynów nie naśladujcie. Przecież wierzę w Boga, a nie w tego czy innego księdza...

6) Jeszcze taka jedna prośba - pisz, proszę, słowa "Bóg" i "Kościół" wielką literą... Nie ze względów religijnych, ale z zasad gramatycznych j. polskiego. "Bóg" wielką literą to Bóg, w którego wierzą chrześcijanie... Kiedy piszemy "bóg" małą literą, to trzeba dodać imię, np. grecki bóg Zeus. W chrześcijaństwie słowo "Bóg" jest jednocześnie imieniem. "Kościół" natomiast, pisany wielką literą, to wspólnota wierzących, ewentualnie nazwa instytucji. "kościół"- to budynek. Jak można być "przedstawicielem" budynku?