Przeczytałam ostatnio książkę Rexanne Becnel "Złodziejka mojej córki". Ta autorka kojarzyła
mi się do tej
pory tylko z historycznymi romansidłami. Tymczasem ta książka jest inna. Choć fabuła może przypominać historię z telenoweli, to pozory mylą.
pory tylko z historycznymi romansidłami. Tymczasem ta książka jest inna. Choć fabuła może przypominać historię z telenoweli, to pozory mylą.
Diane i Jim stracili
córkę w wypadku samochodowym, spowodowanym przez pijaną nastolatkę Robertę. Ta
tragedia zniszczyła ich małżeństwo, bo nie potrafili żyć razem w żałobie. Sześć
lat po wypadku Diane, pracująca jako wolontariuszka w ośrodku zajmującym się
dziećmi w trudnej sytuacji dowiaduje się, że Roberta ponownie ma trafić do
więzienia, zostawiając czteroletnią córkę. Diane, skrupulatnie ukrywając
swoją przeszłość, doprowadza do adopcji
małej Lissy. Początkowo kieruje nią chęć zemsty, wyrównania długu. Nie
spodziewa się, że pokocha Lisę jak własną córkę. Jednak Roberta nigdy nie
przestała kochać córki. Po wyjściu z więzienia chce się przekonać, czy jest
zdrowa i szczęśliwa. Kiedy dowiaduje się, kto adoptował jej dziecko, była pełna
obaw. Również Lisa, z pomocą przyjaciół i internetu pragnie dowiedzieć się, kim
była jej biologiczna matka. W końcu dojdzie do konfrontacji…
Książka przypomina
nieco powieści Jodi Picoult, zarówno tematem, jak i narracją z punktu widzenia
różnych osób. Porusza problem żałoby po stracie dziecka, odbudowania uczuć,
wyleczenia zranień. Temat niełatwy, ale autorka całkiem nieźle sobie z nim
poradziła. Ważną sprawą jest również kwestia przeżyć kobiety, która z miłości
do dziecka oddaje je do adopcji, aby zapewnić mu lepsze życie.
Podczas lektury tej książki przypomniała mi się kwestia, jaką poruszam z uczniami na lekcjach. Oddanie dziecka do adopcji może być wyrazem ogromnej matczynej miłości. Miłości, która rezygnuje z własnego szczęścia, żeby zapewnić ukochanemu dziecku godne życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz