niedziela, 28 lipca 2013

Katecheza przez.... romansidło?


Przeczytałam ostatnio książkę Rexanne Becnel "Złodziejka mojej córki". Ta autorka kojarzyła mi się do tej
pory tylko z historycznymi romansidłami. Tymczasem ta książka jest inna. Choć fabuła może przypominać historię z telenoweli, to pozory mylą.

Diane i Jim stracili córkę w wypadku samochodowym, spowodowanym przez pijaną nastolatkę Robertę. Ta tragedia zniszczyła ich małżeństwo, bo nie potrafili żyć razem w żałobie. Sześć lat po wypadku Diane, pracująca jako wolontariuszka w ośrodku zajmującym się dziećmi w trudnej sytuacji dowiaduje się, że Roberta ponownie ma trafić do więzienia, zostawiając czteroletnią córkę. Diane, skrupulatnie ukrywając swoją  przeszłość, doprowadza do adopcji małej Lissy. Początkowo kieruje nią chęć zemsty, wyrównania długu. Nie spodziewa się, że pokocha Lisę jak własną córkę. Jednak Roberta nigdy nie przestała kochać córki. Po wyjściu z więzienia chce się przekonać, czy jest zdrowa i szczęśliwa. Kiedy dowiaduje się, kto adoptował jej dziecko, była pełna obaw. Również Lisa, z pomocą przyjaciół i internetu pragnie dowiedzieć się, kim była jej biologiczna matka. W końcu dojdzie do konfrontacji…

Książka przypomina nieco powieści Jodi Picoult, zarówno tematem, jak i narracją z punktu widzenia różnych osób. Porusza problem żałoby po stracie dziecka, odbudowania uczuć, wyleczenia zranień. Temat niełatwy, ale autorka całkiem nieźle sobie z nim poradziła. Ważną sprawą jest również kwestia przeżyć kobiety, która z miłości do dziecka oddaje je do adopcji, aby zapewnić mu lepsze życie.

Podczas lektury tej książki przypomniała mi się kwestia, jaką poruszam z uczniami na lekcjach. Oddanie dziecka do adopcji może być wyrazem ogromnej matczynej miłości. Miłości, która rezygnuje z własnego szczęścia, żeby zapewnić ukochanemu dziecku godne życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz