piątek, 30 września 2011

Peregrynacja Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej

Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej w parafii dla katechetów oznacza dużo dodatkowej pracy. Ze mną nie było inaczej. Przecież już od wakacji ćwiczyłam z oazową młodzieżą śpiew, taniec, przygotowywałam czuwanie. Nie było łatwo, bo nie miałam wolnego w szkole, nie lubię brać urlopów. Jednak takie wydarzenie jest niezwykłe... Mimo ogromu nerwów i pracy. Wszystko, co zaplanowaliśmy z młodzieżą udało się świetnie.

Niestety, szatan też nie przestaje przeszkadzać... Nie będę się za dużo rozpisywać o smutnych sprawach, ale między mną a pewną nauczycielką z mojej szkoły zaiskrzyło... Pani U. jest szefową parafialnego oddziału Akcji Katolickiej, poza tym bardzo lubi rządzić. W sierpniu, na zebraniu poddała pomysł, aby przed wejściem do kościoła ułożyć dywan z kwiatów. A my (czyli moja młodzież) przygotowywaliśmy tam układ choreograficzny... Doszliśmy jednak do porozumienia, że chodnik przed kościołem przeznaczymy na dywan kwiatowy, a schody przed bramą będą dla nas. I wszystko byłoby pięknie, ale do czasu... W poniedziałek dowiedziałam się, że dywan kwiatowy ma być także na schodach, a my mamy przenieść się na asfalt przed kościołem. Dowiedziałam się tego od pana, który miał nam robić nagłośnienie... Pojechałam wyjaśniać sprawy z księdzem, i ten przyznał mi rację i pozwolił na taniec na schodach. Ale z panią U. nie jest łatwo. We wtorek rano, w szkole, wspomniana pani zaczepiła mnie, żeby mnie przekonać, że nie mam racji, i mamy tańczyć na asfalcie. Nie ustąpiłam, ona niby się zgodziła, ale poleciała ze skargą do proboszcza i ten z kolei do mnie dzwonił, żebym jednak ustąpiła... Wiele nerwów i łez mnie to kosztowało, tym bardziej, że byłam w pracy do 14.15, a umówiłam się z młodzieżą na 15.00 na próbę... Okazało się, że moje dziewczyny nie odpuszczą, kiedy przyjechałam do kościoła, były już nastawione na ostrą rozmowę z proboszczem i panią U. Postawiły na swoim, i zatańczyli na schodach, na kwiatowym dywanie. A po wszystkim pani U. chwaliła, że to było takie piękne... Ech....

Ale miałam się nie rozpisywać, a zaczęłam tu swoje żale wylewać. Efekt naszej pracy można obejrzeć:
I wszyscy byli zachwyceni: biskup, proboszcz, ojciec paulin z Jasnej Góry, i oczywiście zgromadzeni ludzie.

Wieczorem mieliśmy czuwanie. Dzięki uprzejmości Szymona zagrałam Apel Jasnogórski na gitarze elektrycznej, co zaskoczyło proboszcza. A potem mieliśmy przygotowany różaniec i kilka pieśni. Rozważania do tajemnic różańca czytała młodzież, a w tle Marta grała "smęta" na skrzypcach. Wszystko wyszło cudownie!
Tylko ogólnie rzecz biorąc, prawie nie miałam czasu, żeby się spokojnie pomodlić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz