Pod poprzednim postem napisał "Jasiek". Dziękuję za obszerną wypowiedź :)
Wiesz, chyba najbardziej mnie boli, kiedy ludzie z mojego "fachu" zrażają ludzi do wiary... Ja też chodziłam do ośmioklasowej szkoły, katechetka, która mnie uczyła była ok, później księża też w porządku, ale największy wpływ na rozwój mojej wiary i powołania miała kochana Siostra Klaudia, ze zgromadzenia Służebniczek NMP, która organizowała rekolekcje dla dziewcząt, w których uczestniczyłam od połowy liceum. Dzięki temu teraz mam sposób na przeprowadzanie rekolekcji dla mojej cudnej młodzieży...
Nie dziwi mnie fakt, że kolega Twojej córki nie mógł zrozumieć Waszej postawy... To jeszcze dziecko, dla niego to, co dzieje się w domu to "cały świat" - trudno mu zrozumieć, że może być inaczej. To zadanie rodziców, aby w odpowiednim momencie (kiedy po prostu o to zapyta) wytłumaczyć różnice między ludźmi i nauczyć szacunku dla odmiennych poglądów.
Pytasz, czy mam przypadki dzieci, które przekonałam do wiary... Szczerze mówiąc, nie wiem... Wiara jest darem Boga, człowiek albo ją przyjmuje, albo odrzuca... Moim zadaniem jako katechety nie jest przekonywanie do wiary - ja mam ludziom już wierzącym wyjaśnić, w co wierzą, co ich wiara zakłada, jakie z niej wynikają zasady do stosowania w życiu itp. Z uczniami bywa różnie... Ja w szkole nie oceniam wiary (przecież mi nie wolno), może być nawet tak, że ktoś się deklaruje jako niewierzący, ale na religię chodzi, a wiedzę ma na 6. I nie moja rzecz oceniać jego sumienie... Zawsze to moim uczniom powtarzam. Wydaje mi się, że pewną moją zasługą jest grupa fantastycznej młodzieży, która przychodzi na spotkania oazy i jeździ na rekolekcje. Miałam tam jeden przypadek chłopaka, który przeżywał poważne trudności z wiarą... Rozmawiałam z nim, a przede wszystkim modliłam się za niego... Teraz, jako 19-latek jest moją oazową prawą ręką, specjalistą od symboli biblijnych, świetnego tłumaczenia pewnych rzeczy, zaopatrzeniowcem na rekolekcjach i gitarzystą :) No i moim dobrym przyjacielem... :)
W programie gimnazjum, w 3 klasie jest cały blok tematyczny poświęcony innym religiom i staram się go zrealizować jak najlepiej. Staram się wpoić moim uczniom szacunek dla ludzi o innych wierzeniach czy poglądach. Czy skutecznie? Nie wiem... Sama nigdy nie obrażam ludzi, którzy nie podzielają mojej wiary. Mam w szkole uczniów z innych wyznań, którzy na religię nie chodzą, i nigdy nie miałam z nimi żadnych konfliktów, wręcz przeciwnie, np. na świetlicy potrafiliśmy sobie pogadać o najróżniejszych rzeczach, nawet nie poruszając kwestii religijnych.
Dziękuję za komentarz, w którym wyrażasz się z szacunkiem o moich przekonaniach, chociaż ich nie podzielasz :) To jest najlepszy fundament do jakiejkolwiek rozmowy... Jest mi bardzo przykro, kiedy w internecie pojawiają się komentarze wyśmiewające ludzi wierzących itp. Jeszcze raz dzięki :) Pozdrawiam i zapraszam do dalszej rozmowy :)
Rozmowa jak najbardziej, z największą przyjemnością :-) . Z zasady nie piszę jak nie mam czasu na dostateczne zebranie myśli więc i teraz ograniczę się do kilku zdań, żebyś wiedziała że żyję i jeszcze napiszę :-) . I że mój wpis to nie był jednorazowy zryw ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam - jasiek
iesz co , w sumie mogę powiedzieć że nie dziwię się komentarzom wyśmiewającym wiarę. Bo jeśli ktoś nie wierzy to trudno jest w pewnych momentach nie wyśmiać wiary. ALE - zauważyłem że tak się dzieje tylko w przypadku braku argumentów. I wyśmiewają wierzący niewierzących również, czego już nie akceptuję. Uważam że ja mam sporo argumentów za swoimi racjami, jednak liczę się z tym że własnie wiara może być darem, którego ja nie mam . Więc nie przekonam nikogo do niewierzenia. Bardziej chodzi mi o pokazanie tego że są tacy jak ja na świecie. Którzy nie wierzą, a sa i żyją. I którym nie przeszkadza że nie wierzą, nie czują się gorsi, a wręcz lepsi niż wierzący. Tak jak - umówmy się - lepsi czują się w większości wierzący od niewierzących. Mam w pracy kolegę Jarka, czasem się śmiejemy - Jarek ze mnie że mogę grzeszyć bo nie wierzę i nic mi nikt nie zrobi, a ja z Jarka, że może grzeszyć, a jak okaże skruchę to i tak ksiądz go rozgrzeszy i zacznie od zera :-) . No i widzisz - dochodzimy do pierwszej rzeczy - spowiedź. Jak byłem małolat chodziłem na religię do salki w kościele - nie było jeszcze religii w szkołach. Była mowa o spowiedzi. Poszedłem do spowiedzi a tam siedzi ksiądz. Widzę przez kratkę że ksiądz, nikt więcej. Potem się dopytałem że ksiądz to tak jakby Bóg słucha i mnie rozgrzeszał. Ale ale ... to dlaczego za te same grzech następnym razem dostałem inną pokutę? Dlaczego ksiądz się dopytuje jak dokładnie nagrzeszyłem? Nie wie? Przecież jest wysłannikiem boga, a ten z kolei wie wszystko.... No i masz dylematy dziecka których siostry zakonne nie umiały wyjaśnić. Za to wyryły dzieciom modlitwy w głowach , nie wyjaśniając co one znaczą.... Powiem Ci tak - religia w kościele prowadzona przez zakonnice to mój koszmar dzieciństwa. Nie cierpiałem tam chodzić, do okropnych starszych pań które wymagały, złościły się i pokrzykiwały na małe dzieci. Zresztą ... byłem tam w miarę niedawno, 5 lat temu. Jak zmarł mój ojciec. Po zaświadczenie do pogrzebu kościelnego w kaplicy cmentarnej. Bo wiedziałem że ojciec wierzący, był nawet za młodu ministrantem. I wiesz co powiedziała siostrzyczka? Nie wyda zaświadczenia bo ma zapisane w księgach że do mieszkania nie był wpuszczany ksiądz po kolędzie. Domyślasz się jak to na mnie zadziałało? Nie mieszkałem tam od lat. Powiedziałem wprost że trafiła na niewierzącego i dla mnie może na pogrzebie księdza wogóle nie być, bo mnie niepotrzebny a i starszemu nic nie pomoże. Ale wiem że ojciec wierzył więc przyszedłem. Na tak postawioną sprawę zaświadczenie miałem w mniej niż minutę. No ale powiedz sama. Czy siostra jest od oceny wiary mojego ojca? A ksiądz przestał być wpuszczany jak ja miałem 12 - 15 lat jak po kolędzie zaczął agitacje polityczne. Ojciec powiedział że więcej nie wpuści. I nie wpuścił. Może ja miałem dar wiary? Może zachowanie sióstr i księży spowodowało że przejrzałem na oczy? Może zobaczyłem że - przynajmniej ci z którymi ja miałem do czynienia - niewiele mają wspólnego z bogiem i wiarą? A są po prostu pracownikami kościoła?
OdpowiedzUsuńPiszesz że wiara jest darem, ok. Ale mnie bardziej chodziło o dzieci które nie są ani na tak ani na nie. Takie które trzeba w jakiś sposób poprowadzić, nakierować. Może przekonać to było złe słowo, ale jakoś pomóc im uwierzyć?
OdpowiedzUsuńNo i dalej - mówisz uczniom jakie według wiary wynikają zasady do stosowania w życiu. A czy uczniowie nie pytają Ciebie dlaczego przedstawiciele kościoła, którzy powinni być wzorem do naśladowania - dlaczego oni nie wszyscy stosują te zasady? Nie masz pytań w tylu - ale dlaczego ja szary człowiek mam stosować kościelne zasady skoro sami przedstawiciele kościoła tych zasad nie stosują? Jak chodziłem do średniej szkoły miałe świetnego księdza od pewnego momentu. Chodziłem do niego na religię, ale ta religia miała formę otwartej dyskusji na wszystkie tematy które uczniowe chcieli poruszyć. Niestety od niego również nie dowiedziałem się czemu księża biorą aktywny udział w kampanii wyborczej, czemu mają wywieszone cenniki za sakramenty i tak dalej. Mówił że w każdym stadzie znajdzie się czarna owca. Ale dlaczego te białe owce nie wykluczają tych czarnych tylko ich bronią - tego nie wiem do dziś.
Możesz napisać że większość mojego wpisu nie dotyczy wprost wiary. Może i tak - ale dotyczy ludzi którzy mają tą wiarę głosić i zgodnie z nią postępować. I właśnie ci udzie powodują w wielu przypadkach odsunięcie się od wiary. Właśnie tych którzy nie są ani na tak ani na nie. I to dla mie jako niewierzącego jest straszne - bo jak Ci pisałem szanuję wierzących i uważam że właśnie cały czas powinno się ich utwierdzać w tym że idą słuszną drogą. Ale myślę że nie jestem jedyny który doświadczył dwulicowości choćby księży... Więc jak wierzyć? Jak mają być przekonani ci którzy stoją na rozstaju dróg? Kiedy okazuje się że księża to tacy sami ludzie jak nie-księża, z takimi samymi przywarami i ... grzechami.
Się rozgadałem, niekoniecznie na temat ;-)
pozdrawiam - jasiek