czwartek, 1 grudnia 2011

"Mieć dziecko" - czyli co ostatnio przeczytałam

Choć narzekam na brak czasu, na czytanie zawsze znajdę chwilę. Ostatnio pochłonęłam "Nianię w Nowym Jorku". Spodziewałam się czegoś zabawnego na odprężenie po pracy, a tu niespodzianka...

Bohaterką książki jest młoda studentka, która chce dorobić sobie do studiów i zostaje opiekunką do dzieci. Historia, która zapowiadała się na lekką i pogodną lekturę, wcale taką nie jest. Książka opiera się na autentycznych doświadczeniach autorek, które także były opiekunkami dzieci bogaczy. Powieść bezlitośnie ukazuje bolesną prawdę - dla wielu bogatych ludzi dziecko to kolejny gadżet, który wypada mieć, bo to należy do dobrego tonu.

Bohaterka historii, Nan, zostaje opiekunką czteroletniego Grayera. Jego matka, zawsze pięknie ubrana, odżywiająca dziecko wg najnowszych diet, angażująca się w działalność różnych klubów, wykorzystuje Nan do granic możliwości. Oprócz opieki nad Grayerem Nan załatwia sprawunki, rezerwuje miejsca w restauracji, odbiera rzeczy z pralni. Ojciec chłopca, bardzo-zapracowany-prezes-poważnej-firmy chyba nie bardzo zdaje sobie sprawę, że ma syna. Pani X traktuje Nan jak niewolnicę, wyrzuca jej "brak zaangażowania", kiedy dziewczyna spieszy się na zajęcia czy egzamin na studiach. Postanawia zmienić opiekunkę, gdy Nan odmawia wyjazdu na urlop (dojeżdża kolejnego dnia), ponieważ w tym dniu ma rozdanie dyplomów na uczelni. Dlaczego Nan nie rzuciła pracy? Bo pokochała małego człowieczka. Małżeństwo X zaczyna się rozpadać, a nikt poza Nan nie widzi, jak bardzo Grayer potrzebuje ojca. Chłopiec wpada w histerię, jeśli nie ma przypiętej do ubrania wizytówki taty (która jest w strzępach), a po kolejnych scenach między rodzicami nie rozstaje się z ojcowskim krawatem. Ale przecież… przecież niczego mu nie brakuje! Ma zabawki, chodzi do najlepszego przedszkola, uczy się pływać, jeździć na łyżwach, mówić po francusku, grać na fortepianie… Czego więcej trzeba? Specjalnie zatrudniona konsultantka orzeka, że powinien poznawać łacińskie słowa, słuchać lektury fachowych czasopism (np.  "Wall Street Journal") oraz ubierać się zgodnie z Diagramem Garderoby. Oczywiście, nie robi tego jeszcze, bo "Nan się nie przykłada". O miłości rodziców specjalna konsultantka nic nie mówi…

Książka porusza serce. Widzimy tragedię niekochanego dziecka, któremu zmienia się opiekunki za każdym razem, gdy się do nich przyzwyczai. Widzimy rodziców, którzy mają dziecko po to, żeby pochwalić się przed znajomymi, do jakiej to prestiżowej szkoły uczęszcza ich pociecha (szkoły z internatem, oczywiście).
Ot, brutalna rzeczywistość...

Więcej opinii o książce tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz