Wczoraj zaczął się Wielki Post. Niby to samo co roku, ale... No właśnie, jestem z siebie niezadowolona, bo bardzo "byle jak" przygotowałam sobie lekcje na ten temat. I wyszło jak wyszło, przegadałam 45 minut i podyktowałam notatkę...
A jak ja mam zamiar przeżyć ten czas? Mam jakieś tam postanowienie, wybrałam już intencję. Ale cały czas czuję, że za dużo w tym mojej pychy, że wszystko i tak jest na pokaz. Ciągle tak odczuwam, i cały czas próbuję z tym walczyć. Wczoraj coś mądrego przyszło mi do głowy, podczas słuchania Ewangelii na Mszy św., ale zapomniałam :) A chodziło o to, że jak poszczę, to mam umyć twarz i namaścić włosy. Nie pości się wyglądem zewnętrznym, ale sercem!
No, ale z tłustymi włosami przez 40 dni chodzić to istotne umartwienie -- rzucił mamut biblionetkowy.
OdpowiedzUsuń