Tak mi się przypomniało podczas oglądania meczu Polska - Brazylia. Ponieważ w brazylijskiej drużynie nie ma już Andre ani Ricardo, to nie mam dylematu, komu kibicować :)
W zeszłym roku szkolnym w jednej z 3 klas rozmawiamy o pokorze ("Błogosławieni cisi..."). I tak dyskutujemy, co to znaczy być pokornym. Czy mam się poniżać, zaprzeczać swoim zaletom, sukcesom? Pojawił się przykład uczennicy z tej klasy, Ady, która kilka dni wcześniej wygrała zawody powiatowe w biegach przełajowych.
- Cieszyłaś się?
- Tak.
- Czy to znaczy, że nie masz w sobie pokory?
-.....?
I tak potoczyła się rozmowa, na przykładzie sportowców. Pojawił się przykład Kamila Stocha, który nie wstydzi się przyznać do swojej wiary itp. W końcu formułujemy wnioski: Nie muszę wstydzić się swoich sukcesów, żeby być pokornym, ważne, że radość z mojego zwycięstwa nie krzywdzi, nie obraża przeciwników. Mam przecież prawo się cieszyć - pokora to prawda o sobie, a nie poniżanie siebie.
Na koniec uczniowie sami chcieli znaleźć jakiś przykład sportowca, który w swoich sukcesach nie jest pokorny. (W tej klasie dobrze się rozumiałyśmy z większością dziewczyn, podzielały moje sympatie sportowe). Padły dwa nazwiska skoczków narciarskich... Ale Ania skwitowała rozmowę jednym (genialnym) przykładem:
- Bernardo Rezende.
I nawet nie było co komentować :)
P.S.
Bernardinho to trener brazylijskiej reprezentacji siatkówki - nie znoszę go, od czasu jak wywalił z kadry najlepszego rozgrywającego - Ricardo Garcię, (pokłócił się z nim o pieniądze z nagrody za MVP) a w jego miejsce wprowadził... swojego syna. I chociaż Brazylijczycy przegrali najważniejsze mecze: finały Ligi Światowej i Igrzysk Olimpijskich, to nadal jest trenerem kadry - od czasu, jak ja oglądam siatkówkę, czyli od 2003 roku.
HALO!! nowy wpis proszę!! LENISTWOOOOO, echh.... ;-)
OdpowiedzUsuń