środa, 12 lutego 2014

Jak mi smutno....

Miałam dzisiaj zaplanowany radosny, pełen entuzjazmu wpis. Miałam jechać jutro z moją grupą na rekolekcje. No właśnie - miałam... Byłam z rodzicami na zakupach, takich poważniejszych - fotele do pokoju, kiedy zadzwonił telefon - proboszcz. Pomijając fakt, że ostatnio każdy jego tel. podnosi mi ciśnienie, to mnie powalił - bo wiesz, z tym waszym wyjazdem do Dobrzycy to chyba nic nie wyjdzie - zepsuł się u nich piec od ogrzewania... Dał mi nr telefonu do proboszcza tamtejszego... Ks. Roman mnie serdecznie przepraszał (chociaż nie jego wina), no ale awaria na tyle poważna, że muszą zamontować nowy piec w domu rekolekcyjnym, i przynajmniej tydzień to zajmie. A od poniedziałku wracamy do szkoły... Niestety, wyczekane, dopracowane, wytęsknione rekolekcje musiałam odwołać. Rozpłakałam się z bezradności... Tak  bardzo potrzebowałam tego wyjazdu, kocham to robić... Po powrocie do domu przykry obowiązek - zawiadomić wszystkich, żeby mi ktoś jutro tam nie pojechał! Jeszcze dwie osoby nie odpisały na wiadomość - na szczęście to ci, których miałam zabrać do swojego samochodu, więc muszą się odezwać... Jedna z tych osób to Szymon, który jak zwykle zaangażował się w organizację niemal bardziej ode mnie... Już się cieszyłam na realizację jego pomysłów, ostatnio kilka dni ćwiczyliśmy granie na gitarach na potrzeby rekolekcji... A teraz... nie mogę się pozbierać... tak mi smutno, najgorsze, że nic nie mogę zrobić...

2 komentarze:

  1. Czasem bywa, że nie wszystko się udaje ale nie zrażaj się ciesz się misją, którą dostałaś od Boga...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę, że Ci przykro ale widocznie tak musiało być. Następnym razem się uda na pewno :)

    Trzymaj się Gosiu :)

    OdpowiedzUsuń