Po raz kolejny jadę z młodzieżą na Lednicę. Niestety, z jeszcze mniejszą ochotą niż w poprzednich latach... Nie dlatego, żebym uważała, że Lednica nie jest "fajna". Wręcz przeciwnie, jest świetna! Ale problem tkwi we mnie... Jestem niepełnosprawna, chodzenie sprawia mi problemy - szybko się męczę, bolą mnie nogi... A jeśli ktoś był na Lednicy, to wie, że nawet z najbliższego parkingu trzeba przejść jakieś 2 km, żeby dotrzeć na Pola... Nie przyznaję się przed uczniami do tego, jak duży jest to dla mnie problem - nie chcę, żeby mieli poczucie winy. O moich trudnościach wiedzą właściwie trzy osoby, w tym mój brat. Brat jedzie na Lednicę, dzięki temu mam jeden problem mniej - poniesie mój plecak. Ale nie chcę go nadmiernie obciążać, a prognozy pogody są bardzo niekorzystne - ma padać, nawet bardzo. Przydałoby się zabrać dodatkową bluzę, spodnie... Poza tym, dzieciaki się będą ruszać, skakać, tańczyć, to im zimno nie będzie. A ja?
Drugi powód niechęci do Lednicy - mój egoizm. Jak jadę z grupą, to się czuję strasznie osamotniona... Im więcej osób zabieram, tym bardziej jestem sama... Wiem, że to okropny tok myślenia :( Mam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia - przecież oni nie jadą tam dla mnie!! I nie mam prawa wymagać, żeby dotrzymywali mi towarzystwa!! A z drugiej strony - jechać 100 km po to, aby zmoknąć, zmarznąć i poczytać książkę? Ja już Lednicy duchowo jakoś specjalnie nie przeżywam, wyrosłam z tego.
Jednak nie wyobrażam sobie, żeby nie jechać. Może to zbyt egoistyczne, ale wiem, że jeżeli ja nie pojadę, to moje dzieci też nie, bo nie będą miały z kim. I wtedy to ja będę mieć poczucie winy...
Sorry za dzisiejsze narzekanie, ale zdołowały mnie prognozy pogody. Jak jest ciepło, to przynajmniej sobie na słoneczku poleżę, i nie muszę zabierać tak dużo rzeczy...
Kiedy ludzie dowiadują się, jaki jest mój zawód, dziwnie na mnie patrzą... A bycie katechetką to coś wspaniałego! Sami się przekonajcie...
piątek, 31 maja 2013
środa, 15 maja 2013
Udany zakup
Nie pamiętam, czy chwaliłam się już, że uczę się hiszpańskiego. Jeśli nie, robię to teraz :) Ten język bardzo mi się podoba, dlatego postanowiłam się go nauczyć, i robię to od niemal 6 lat, z przerwami. Uczę się sama, korzystam z jakiegoś samouczka, słownika, a w ubiegłym roku wymyśliłam sobie genialny sposób - oglądam telenowele - bez polskiego tłumaczenia. W końcu załapałam te wszechobecne zaimki :) Natomiast ostatnio zachciało mi się kupić książkę po hiszpańsku. Zaczęłam przeglądać sobie allegro i trafiłam na świetny przedmiot: Biblię po hiszpańsku!!!, używaną, ale jak dla mnie w dobrym stanie. Zresztą, skoro ktoś ją czytał, to chyba dobrze, nie?
Od poniedziałku jestem szczęśliwą czytelniczką hiszpańskiego wydania Biblii, w dodatku mogę sobie korzystać bez obaw, bo ma imprimatur :)
Tak wygląda:
Od poniedziałku jestem szczęśliwą czytelniczką hiszpańskiego wydania Biblii, w dodatku mogę sobie korzystać bez obaw, bo ma imprimatur :)
Tak wygląda:
sobota, 11 maja 2013
Lenistwo duchowe
Można chyba tak określić stan mojej duszy... ale nie o tym chciałam napisać.
Właśnie skończyłam czytać książkę pt. "Lenistwo duchowe: smutek uśpionej duszy", która to właśnie porusza problem "letniości" duchowej. Zgodnie z tym, co napisano na okładce, lenistwo duchowe to choroba, która prowadzi do śmierci. Oczywiście, chodzi o śmierć wewnętrzną, śmierć duchowej relacji z Bogiem. Autor, Francisco Fernandez - Carvajal to hiszpański duchowny katolicki, autor wielu książek. W tej książce odkrywa, skąd bierze się zniechęcenie, znużenie modlitwą, opór wobec pobożności i praktyk religijnych. Właściwie można by uznać, że nie ma tam nic odkrywczego: autor wskazuje, że zasadniczo główną przyczyną duchowego lenistwa jest grzech powszedni, drobne zaniedbania, niechęć do wysiłku. Może i nic nowego, ale czasem warto sobie o takich podstawowych sprawach przypomnieć. A jak znaleźć lekarstwo na tę chorobę? Znowu prosta recepta: rachunek sumienia (dokonywany w obecności Boga, a nie tylko samego siebie) i regularna spowiedź. Właśnie te proste środki mają prowadzić nas do odkrycia radości z tego, że Bóg nas kocha!
Choć trudno się do tego przyznać, sama też przeżywam pewien stan "letniości" duchowej. Brak mi zapału do modlitwy, lektury Słowa Bożego... wykonuję praktyki religijne powierzchownie i z przyzwyczajenia. Ta książka uświadomiła mi, że nie ma na co czekać, trzeba porządnie wziąć się za odnowienie swojego życia wewnętrznego. Zbliżający się wyjazd na Lednicę będzie dobrą do tego okazją :)
Właśnie skończyłam czytać książkę pt. "Lenistwo duchowe: smutek uśpionej duszy", która to właśnie porusza problem "letniości" duchowej. Zgodnie z tym, co napisano na okładce, lenistwo duchowe to choroba, która prowadzi do śmierci. Oczywiście, chodzi o śmierć wewnętrzną, śmierć duchowej relacji z Bogiem. Autor, Francisco Fernandez - Carvajal to hiszpański duchowny katolicki, autor wielu książek. W tej książce odkrywa, skąd bierze się zniechęcenie, znużenie modlitwą, opór wobec pobożności i praktyk religijnych. Właściwie można by uznać, że nie ma tam nic odkrywczego: autor wskazuje, że zasadniczo główną przyczyną duchowego lenistwa jest grzech powszedni, drobne zaniedbania, niechęć do wysiłku. Może i nic nowego, ale czasem warto sobie o takich podstawowych sprawach przypomnieć. A jak znaleźć lekarstwo na tę chorobę? Znowu prosta recepta: rachunek sumienia (dokonywany w obecności Boga, a nie tylko samego siebie) i regularna spowiedź. Właśnie te proste środki mają prowadzić nas do odkrycia radości z tego, że Bóg nas kocha!
Choć trudno się do tego przyznać, sama też przeżywam pewien stan "letniości" duchowej. Brak mi zapału do modlitwy, lektury Słowa Bożego... wykonuję praktyki religijne powierzchownie i z przyzwyczajenia. Ta książka uświadomiła mi, że nie ma na co czekać, trzeba porządnie wziąć się za odnowienie swojego życia wewnętrznego. Zbliżający się wyjazd na Lednicę będzie dobrą do tego okazją :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)