Uwielbiam Święta Zmartwychwstania, kocham liturgię Triduum Paschalnego - tyle w niej znaków, symboli, treści... Bardzo lubię uczestniczyć w liturgii, tym bardziej, że jestem bardzo blisko wszystkiego - od wielu już lat pełnię w moim kościele parafialnym funkcję lektora, a przy okazji podpowiadam młodszym ministrantom, co należy w tej liturgii robić. Dlatego muszę być cały czas skupiona na tym, co się dzieje, więc jeszcze głębiej przeżywam te obchody.
W tym roku dostałam "awans" - ksiądz proboszcz poprosił, abym w Wielki Piątek czytała kwestie narratora podczas czytania Męki Pańskiej. Szczerze mówiąc, marzyłam o tym od dawna... Czytaliśmy więc Mękę Pańską z podziałem na role: ja - narrator; jeden z ministrantów - tłum i "inni"; ksiądz - Jezus. A następnego dnia dowiedziałam się, że ktoś zadzwonił do księdza, żeby powiedzieć, że czytanie Męki Pańskiej bardzo się podobało... Miło zostać docenionym :)
W te święta, na rodzinnym spotkaniu, powiedziałam głośno coś, nad czym się czasami zastanawiam - studia doktoranckie. Myśl, żeby kontynuować naukę nawiedza mnie raz na jakiś czas. Teraz, kiedy powiedziałam to głośno, oczywiście rodzinka bardzo mnie wspiera i zachęca. Ta wizja zaczyna nabierać realnych kształtów. Jeszcze nie wiem, co zrobić, bo najtrudniej będzie pogodzić studia z pracą w szkole, z której zrezygnować nie mogę i nie chcę. Muszę więc wziąć się w garść, przełamać nieśmiałość i tchórzostwo, no i dowiedzieć się, co na to dyrekcja mojej szkoły, czy byłoby możliwe tak dostosować plan lekcji, żebym mogła studiować. Warto by było porozmawiać też z Ks. Dyr. Instytutu, który kończyłam, w sprawie perspektyw pracy wykładowcy itp.
Potrzebuję dużego wsparcia modlitewnego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz