Katecheza w gimnazjum nie jest łatwa. Czasami mam wrażenie, że do moich uczniów nic nie dociera, że religia to dla nich "zło konieczne", zwłaszcza że wymagam od nich trochę: robię sprawdziany, kartkówki. Zastanawiam się, czy wina nie jest po mojej stronie: może nie przekazuję prawd wiary ciekawie, nie umiem ich zainteresować? Po części pewnie tak, widzę często, że mogłabym jakoś lepiej przygotować swoje lekcje...
Jednak nawet te lekcje, którym mam wiele do zarzucenia, mogą przynieść jakieś owoce. Czasem jakieś moje zdanie, komentarz, czasem tekst z podręcznika może trafić do ucznia, wywołać jakieś reakcje, dać do myślenia.W zeszłym tygodniu padły takie dwie "perełki".
1) Lekcja o przykazaniu "Nie zabijaj".
Poruszyliśmy kwestię aborcji, ktoś zapytał, co zrobić, kiedy dziewczyna została zgwałcona, i nie chce mieć dziecka, które tą drogą zostało poczęte. Dlaczego wtedy nie może dokonać aborcji? Kilkoro uczniów było poruszonych moim pytaniem-argumentem: Kogo należy ukarać za gwałt? - No, gwałciciela. - No właśnie, a nie dziecko. I więcej wyjaśnień nie było potrzebne...
2) Lekcja o przykazaniu "Nie kradnij"
Tym razem nie ja, tylko podręcznik :) Wymienione w nim były szczegółowe zachowania, podpadające pod pojęcie kradzieży, m. in.: niszczenie cudzej własności, niedotrzymywanie umów, marnowanie czasu itp. Jedna z moich uczennic skomentowała: Teraz możemy sobie uświadomić, jak często grzeszymy, ile jeszcze trzeba nad sobą pracować... No comment :)
Choć takie sytuacje nie zdarzają się często, to jednak się zdarzają. A to sprawia, że chce mi się pracować, bo chyba coś z tego wynika :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz