środa, 26 października 2011

Smutno...

Ostatnio trochę mi zgrzyta w oazie... Atmosfera się nieco zepsuła. A wszystko przez jakieś niedomówienia, niejasności, ukrywanie wzajemnych żali. Otóż podobno kilka tygodni temu, na spotkaniu, na którym po raz pierwszy byli nowi chętni z pierwszych klas gimnazjum, podczas przedstawiania (przeze mnie) pozostałych członków grupy, ktoś poczuł się urażony, pominięty, zlekceważony  i takie tam podobne. Ja, oczywiście, nic o tym nie wiedziałam. Tydzień później, moja "nadworna psycholożka" X. chciała mi zwrócić uwagę, ale nie zdążyła i, cytuję "myślała, że jakoś to naprawię" - najpierw musiałabym wiedzieć, że coś zrobiłam nie tak. No cóż, czytać w myślach nie potrafię. Potem X. bardzo nie pasowało, że nie zamierzam robić luźniejszego planu dnia na naszych wyjazdowych rekolekcjach. Jej zdaniem poprzednio plan dnia był zbyt napięty. No i konflikt narastał :(
W sobotę wieczorem X. uznała za stosowne wyjaśnić mi swoje żale w dość długich wiadomościach przesyłanych za pomocą internetu. Niestety, ogólny wynik rozmowy nie był dla mnie przyjemny... Wyszło na to, że jestem niesprawiedliwa wobec oazowiczów, że podczas przedstawiania o jednych powiedziałam mniej, o innych więcej i przez to poczuli się urażeni, że poprzednie rekolekcje doprowadziły do podziałów i spowodowały problemy, i ogólnie wszystko jest beznadziejne - tak końcówka to już moja '"nadinterpretacja". Nie dawało mi to spokoju, dręczyłam się przez pół niedzieli, w końcu, po długich wahaniach napisałam SMS-a do Y.. Wiedziałam, że kto jak kto, ale on mi "wygarnie", jeśli robię coś nie tak. Y. chętnie się zgodził porozmawiać, nawet przyszedł do mnie pieszo (2 km), bo nie miał w domu roweru do dyspozycji. Rozmowa z nim podniosła mnie na duchu. Y. nie podzielił zdania X. co do mojej niesprawiedliwości i spraw związanych z organizacją wyjazdowych rekolekcji. Poza tym zaproponował, że mam dać im (tzn. animatorom) więcej odpowiedzialności, żeby wszystko nie było na mojej głowie.
Na kolejnym spotkaniu nadal czułam, że coś jest nie tak, choć tym razem nie było X. I doszłam do wniosku, że jakiś żal ma do mnie Z., moja "prawa ręka", a przy okazji przyjaciółka X. Niestety, Z. nie miała czasu w tym tygodniu ze mną porozmawiać, napisała tylko w SMS-ie, co ją ubodło - że podczas przedstawiania członków grupy (kiedy Jej nie było) ją pominęłam i powiedziałam, że jest "nieusprawiedliwiona". Cóż, odpowiedziałam jej, że mi jest przykro, że jak ma coś do mnie, to nie mówi mi wprost (po 4 latach współpracy!) i dodałam, że na pewno nie określiłam jej jako "nieusprawiedliwionej". Widocznie X. miała złe informacje... Bo to od niej Z. miała relację z tamtego spotkania. A X. w swoich wiadomościach pisała, że "ktoś", "inni", "niektórzy" jej coś tam mówili. Nie znoszę takich określeń,bo to brzmi jak jakiś donos od "życzliwych".
No nic, pożaliłam się trochę. Czekam na piątkowe spotkanie, zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz