W trakcie przeżywania... Najważniejsze dni dla chrześcijanina.Bez wydarzeń, które w tym czasie przypominamy i uobecniamy, chrześcijaństwo to byłaby jedna wielka bzdura... Nie umiem więcej powiedzieć. Dla mnie to czas modlitwy, skupienia, powierzenia Bogu w sposób szczególny pewnych spraw. A z drugiej strony - czas odpoczynku - nigdzie się nie spieszę, nie muszę niczego zrobić, mogę sobie poczytać do późna w nocy...
A dziś w nocy zwieńczeniem będzie radosne "Alleluja"!
Kiedy ludzie dowiadują się, jaki jest mój zawód, dziwnie na mnie patrzą... A bycie katechetką to coś wspaniałego! Sami się przekonajcie...
sobota, 23 kwietnia 2011
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Ciężki dzień...
Wróciłam dzisiaj z pracy bardzo zdołowana i podminowana, nawet rodzina to trochę odczuła (ale już się wytłumaczyłam). Poniedziałki ogólnie mam całkiem fajne, tzn. 2 lekcje i godzina opieki na świetlicy. Ale właśnie te dwie lekcje mnie tak bardzo zdołowały...
Do rzeczy:
Miałam dzisiaj lekcje z 3e i 3d gimn. Obie klasy znane z tego, że są bystrzy, zdolni, ale bardzo rozgadani. Mimo stosowania różnorodnych metod nie udało mi się jeszcze zaangażować całej klasy do pracy na lekcji. No cóż, ok. Ale dzisiaj jakoś bardziej mi to przeszkadzało... Mówiliśmy o Triduum Paschalnym, i tym, że zmartwychwstanie Chrystusa sprawia, że nasza wiara ma sens. I w 3d ten "sens" ich zainteresował. Chyba dobrze, nie? Pewnie, że dobrze. Padły takie pytania:
1) Dlaczego musimy spowiadać się księdzu, skoro Bóg jest wszędzie i możemy Mu bezpośrednio wyznać nasze winy?
2) A ja czytałam, że spowiedź wymyślono w średniowieczu, bo ci, co rządzili chcieli wiedzieć, co się dzieje i wykorzystywać to w polityce? (w odpowiedzi wzięłam do ręki Pismo św, ale nie dane mi było dokończyć)
3) Przecież kiedyś usunęli różne księgi z Biblii i to, co mamy dzisiaj to nie jest wszystko?
Ja nie mam nic przeciwko takim pytaniom! Wręcz przeciwnie, zachęcam ich do zadawania pytań, jeśli mają jakieś wątpliwości i nawet jeśli nie jest to związane z tematem.
Problem tkwi w tym, że nie mogę na ich pytania odpowiedzieć... Po prostu - chętnie rzucają pytania, ale moja odpowiedź już ich zupełnie nie interesuje. Uczeń zadaje mi pytanie, i kiedy ja zaczynam mówić, zaczyna rozmowę z kolegą. A ja mam potem wyrzuty sumienia, że mu czegoś nie wyjaśniłam, i przeze mnie coś będzie źle rozumiał.
Ech, czy ja się za bardzo nie przejmuję???
A potem jeszcze miałam próbę przedstawienia, które będzie JUTRO. Połowa nie przyszła, reszcie się nie chciało... Ochrzaniłam niczemu niewinnego mojego ulubionego ucznia, który z własnej i nieprzymuszonej woli przyszedł mi pomóc na próbie... Czuję się beznadziejnie
Do rzeczy:
Miałam dzisiaj lekcje z 3e i 3d gimn. Obie klasy znane z tego, że są bystrzy, zdolni, ale bardzo rozgadani. Mimo stosowania różnorodnych metod nie udało mi się jeszcze zaangażować całej klasy do pracy na lekcji. No cóż, ok. Ale dzisiaj jakoś bardziej mi to przeszkadzało... Mówiliśmy o Triduum Paschalnym, i tym, że zmartwychwstanie Chrystusa sprawia, że nasza wiara ma sens. I w 3d ten "sens" ich zainteresował. Chyba dobrze, nie? Pewnie, że dobrze. Padły takie pytania:
1) Dlaczego musimy spowiadać się księdzu, skoro Bóg jest wszędzie i możemy Mu bezpośrednio wyznać nasze winy?
2) A ja czytałam, że spowiedź wymyślono w średniowieczu, bo ci, co rządzili chcieli wiedzieć, co się dzieje i wykorzystywać to w polityce? (w odpowiedzi wzięłam do ręki Pismo św, ale nie dane mi było dokończyć)
3) Przecież kiedyś usunęli różne księgi z Biblii i to, co mamy dzisiaj to nie jest wszystko?
Ja nie mam nic przeciwko takim pytaniom! Wręcz przeciwnie, zachęcam ich do zadawania pytań, jeśli mają jakieś wątpliwości i nawet jeśli nie jest to związane z tematem.
Problem tkwi w tym, że nie mogę na ich pytania odpowiedzieć... Po prostu - chętnie rzucają pytania, ale moja odpowiedź już ich zupełnie nie interesuje. Uczeń zadaje mi pytanie, i kiedy ja zaczynam mówić, zaczyna rozmowę z kolegą. A ja mam potem wyrzuty sumienia, że mu czegoś nie wyjaśniłam, i przeze mnie coś będzie źle rozumiał.
Ech, czy ja się za bardzo nie przejmuję???
A potem jeszcze miałam próbę przedstawienia, które będzie JUTRO. Połowa nie przyszła, reszcie się nie chciało... Ochrzaniłam niczemu niewinnego mojego ulubionego ucznia, który z własnej i nieprzymuszonej woli przyszedł mi pomóc na próbie... Czuję się beznadziejnie
niedziela, 17 kwietnia 2011
Niedziela Palmowa
Dziś Niedziela Palmowa, Niedziela Męki Pańskiej. Co prawda Wielki Post się jeszcze nie skończył, ale na jakieś małe podsumowania mogę sobie już pozwolić.
1) Prawie wytrwałam w moim postanowieniu - nie jadłam słodyczy, w intencji X. "Prawie" - bo raz brat kupił mi pyszne ciastko (zapomniał, że poszczę) i zjadłam je, żeby mu nie robić przykrości, no i kawałek babki, upieczonej z powodu wizyty znajomego :)
2) .Problem, z którym się od dłuższego czasu zmagam - coś drgnęło, zaczęło się wyjaśniać. Była potrzebna pewna rozmowa, którą w końcu udało się odbyć. I chyba jest trochę lepiej, i zmierza w dobrą stronę:)
4) Radosny akcent - zrobiliśmy z oazą palmę na dziś, chłopcy się spisali i godnie nas reprezentowali.
1) Prawie wytrwałam w moim postanowieniu - nie jadłam słodyczy, w intencji X. "Prawie" - bo raz brat kupił mi pyszne ciastko (zapomniał, że poszczę) i zjadłam je, żeby mu nie robić przykrości, no i kawałek babki, upieczonej z powodu wizyty znajomego :)
2) .Problem, z którym się od dłuższego czasu zmagam - coś drgnęło, zaczęło się wyjaśniać. Była potrzebna pewna rozmowa, którą w końcu udało się odbyć. I chyba jest trochę lepiej, i zmierza w dobrą stronę:)
4) Radosny akcent - zrobiliśmy z oazą palmę na dziś, chłopcy się spisali i godnie nas reprezentowali.
wtorek, 12 kwietnia 2011
Egzaminy gimnazjalne
"Moje" dzieci piszą egzaminy... Denerwuję się razem z nimi. Dziś część humanistyczna, poświęcona była patriotyzmowi. Mały religijny akcent: było pytanie o to, w jaki sposób Karol Wojtyła pozostał patriotą mimo wyboru na papieża. Ja w komisji, odmówiłam cały różaniec za zdających. Niestety, nie widziałam się z moimi uczniami ze wspólnoty, jutro zapytam, jak im poszło.
Jutro stresu ciąg dalszy, jestem w komisji... Za to w czwartek wolne :)
Jutro stresu ciąg dalszy, jestem w komisji... Za to w czwartek wolne :)
wtorek, 5 kwietnia 2011
Słowo Boże a życie
Słowo Boże powinno być żywe, ma oddziaływać na moje życie. I ostatnio coraz bardziej przekonuję się, że tak jest. Ponieważ od dłuższego czasu zmagam się z pewną sprawą, pewien problem mnie dręczy, to czytając Pismo Święte jakoś od razu odnoszę Słowo do tej sytuacji. Czasami się zastanawiam, czy to nie jest nadinterpretacja, czy ja rzeczywiście odczytuję to, co Bóg chce mi powiedzieć, czy przypadkiem nie dostosowuję Słowa Bożego, do tego, jak mi pasuje... Ale nie potrafię się oprzeć takiej interpretacji. Szkoda tylko, że nie wszystkim mogę podzielić się z moimi uczniami, bo pewne sprawy dotyczą osobiście niektórych z nich i byłoby naruszeniem ich prywatności. A poza tym zawiodłabym ich zaufanie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)