Często brak porozumienia w rozmowie wynika z faktu, że rozmówcy inaczej definiują pewne pojęcia... Tak się złożyło w przypadku terminu "dar wiary". Tak naprawdę to nie mam ochoty rozpisywać się nad pojęciem "wiara", bo można tu napisać cały traktat z teologii fundamentalnej: def. z Vaticanum I i II, ujęcie personalistyczne, itd., itp.
Nie umiem powiedzieć, ilu Czechów wierzy, a ilu nie i dlaczego tak jest. Po pierwsze dlatego, że nie znam żadnego Czecha :), więc tym bardziej nie mogę się wypowiadać na temat ich motywacji wiary czy niewiary. Nie lubię generalizowania, więc się zwykle nie wypowiadam ogólnie, bez opierania się na faktach. Poczucie, że modlitwa coś daje, to już skutek wiary, a nie sam dar. Zresztą, nie każdy wierzący "tak ma". Wielu świętych mówi o tzw. "nocy ciemnej" (la noche oscura - św. Jan od Krzyża), kiedy właśnie ma się poczucie, że modlitwa jest pusta, że nic nie daje, że tracę czas... Matka Teresa z Kalkuty pisała o tym w swoich listach, miała takie poczucie przez 50 lat życia! Rzecz w tym, że wiara to coś więcej niż uczucia...
Co to znaczy "napiętnować czarne owce"? Ja też wiem, że wśród księży i nie tylko zresztą, są "czarne owce". Jeżeli ktoś popełnia przestępstwo, to powinien ponieść karę, i tyle. Ale co, jeżeli jakiś ksiądz nie jest ideałem, to jak go "napiętnować"? Wytykać palcami, ogłaszać z ambony, że "ten a ten ksiądz jest zły, niedobry i w ogóle"? Obsmarować go w gazecie? Sorry, ale na takie rzeczy się nie zgadzam.
Jeśli chodzi o książki, to polecam cokolwiek Szymona Hołowni - ja uwielbiam jego sposób pisania, niczego nikomu nie narzuca, a w bardzo fajny sposób pisze o wierze, Kościele, księżach - pisze prawdę, ale z dystansem i dużą wiedzą.
Myślę że po kilku razach ze mną widzisz że nie uwierzę, nie ? Wiesz co, trochę mi się przykro zrobiło... Bo to zabrzmiało tak, jakbyś mi chciał powiedzieć, że w ogóle nie ma sensu rozmawiać, że choćbym nie wiem jak się starała, to i tak masz w d*** moje słowa... Jakbyś chciał mnie obrazić... Jakbyś chciał powiedzieć: "Ty będziesz stawać na głowie, żeby mnie nawrócić, a ja i tak mam to gdzieś". To po co w ogóle rozmawiać? Ja wcale nie chcę cię nawracać, to czy uwierzysz, czy nie, to w sumie jest twoja osobista sprawa, a nie moja. Ja ci tylko wyjaśniam moje poglądy, nie musisz się z nimi zgadzać...
Ostatnie kwestie: chrzest dzieci i apostazja.
1) Chrzest dzieci - Kościół chrzci dzieci na prośbę rodziców. Jeżeli dla rodziców wiara jest czymś istotnym w życiu, to chcą to dać swemu dziecku, bo uważają, że to jest dobre. I nie czekają, aż dziecko samo zdecyduje. Ja to widzę tak samo, jak np. ze szczepieniami ochronnymi - rodzice każą zaszczepić swoje dzieci na jakieś choroby, bo uważają, że to jest ważne - i też nie czekają, aż dziecko dorośnie i zdecyduje, czy chce być zaszczepione, czy nie. Albo dlaczego rodzice uczą swoje dzieci np. dobrego wychowania? A może nalezy poczekać, niech samo zdecyduje, czy chce być kulturalne, czy nie. Albo czy pytają dziecko, czy chce chodzić do przedszkola? Jeść zdrową żywność? I takich przykładów można wymieniać wiele. Po prostu - rodzice chcą dać dziecku wszystko to, co najlepsze. Jeżeli do tych "rzeczy" zalicza się także wiara, to chcą ją dać swojemu dziecku. A jeśli chodzi o Pierwszą Komunię - nie trzeba rozumieć, czym jest wiara, żeby nią żyć... Założę się, że wielu głęboko wierzących ludzi, zwłaszcza ludzi prostych, niewykształconych, nie umiałoby wyjaśnić, czym jest wiara, ale wiedzą, że jest ważna w ich życiu. Nie trzeba mieć studiów teologicznych, żeby się modlić, przyjmować sakramenty... A tak naprawdę to dzieci mają większą wrażliwość na sprawy duchowe, niż dorośli. Nie przypadkiem Jezus powiedział: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie".
2) Apostazja - "Dlaczego sam nie mogę wyrzec się wiary?" Oczywiście, że możesz, co za problem? Trwa to sekundę - stwierdzasz, że nie chcesz wierzyć, że masz to gdzieś i tyle. I wcale nie potrzeba do tego świadków, skreśleń z listy (jak sam twierdzisz, dla ciebie taki akt to tylko skreślenie z listy). Mówisz, że nie wierzysz - i tyle. Zapis w księdze chrztów do niczego cię nie zmusza. Jeśli jednak chcesz dokonać formalnego wystąpienia z Kościoła, to musisz się dostosować do kościelnego prawa. Skreślenie z księgi jest aktem urzędowym (zgodnie z prawem kościelnym) i jako takie wymaga zachowania pewnych formalności. Przecież podobnie jest w prawie państwowym - jak np. chcę zawrzeć małżeństwo w urzędzie, to muszą się pod tym aktem podpisać świadkowie. I choćbyś nie wiem jak się kłócił w USC, tłumacząc, że dla ciebie to tylko wpis do księgi, to urzędnik i tak będzie chciał świadków. Bo takie jest prawo. Podobnie jest z prawem kanonicznym - jeżeli chcesz dokonać jakiegoś aktu, który temu prawu podlega, to musisz się dostosować do zasad. Lepiej to wyjaśnione tutaj - artykuł na Deonie .
Pozdrawiam
Nigdy nie rozmawiałem z Czechami na takie tematy. Ale może kiedyś będę musiał spróbować :-) .
OdpowiedzUsuńMatka Teresa mówisz... tylko czytałem , ale podobno była poddana egzorcyzmom, a Kościół stosuje takie zaklęcia tylko wobec osób opętanych przez szatana... skoro tak, to może to szatan podpowiadał jej że ludzie muszą cierpieć bo to ich zbliża do Boga?
Jak napiętnować... no chociażby oddać władzy świeckiej do osądzenia. Zamknąć w areszcie jak każdego obywatela, a nie w areszcie domowym. A jeżeli już w areszcie domowym, to może odciąć to co jest przyczyną grzechu? Wszak lepiej wejść do nieba z odciętym kawałkiem niż smażyć się w piekle... Bo jak na razie to mam wrażenie że księża na wszystkich poziomach doskonale wiedzą jak powinni się zachowywać wierni, ale nie bardzo (nie wszyscy oczywiście) stosują się sami do tych zasad. A z drugiej strony jak mi kiedyś powiedział w żartach ksiądz - nikt nie żąda od drogowskazu żeby podążał drogą którą wskazuje. Tylko chyba funkcjonariusze Kościoła to przewodnicy a nie drogowskazy...
Hołowni czytałem jakieś felietony, książka mi nie wpadła. Ale dziękuję, będę miał na uwadze :-)
OdpowiedzUsuńCo Ty , to nie tak. Rozmawiać jest sens zawsze. I o wszystkim. I słów nie mam tam właśnie gdzie piszesz, bo gdyby tak było to w ogóle bym się nie odezwał, tylko poszczekał za pierwszym razem jaki to jestem gość bo nie wierzę, a reszta to jaki ciemnogród bo wierzy i poszedłbym dalej :-) . Doceniam każdego kto próbuje mi wyjaśnić to czego nie pojmuję . Ciebie na przykład :-) . Moja partnerka śmieje się że zawsze uderzam w dyskusję z Jehowymi. A ja naprawdę uważam że z nimi się dobrze rozmawia. Chociaż kiedyś przychodzili kilak razy na kwartał, a nie ma ich od conajmniej roku. Obawiam się że w kapowniku sobie zapisali że nie rokuję i już nie pogadamy.
No nie. Tu póki co się różnimy i to bardzo. Szczepienia chronią życie i zdrowie. Gdyby nie one to wiele dzieci nie dożyłoby do pełnoletności . Dobre wychowanie to podstawa stosunków społecznych. Przedszkole prywatna sprawa ale szkoła obowiązkowa. Zdrowa żywność, jeśli taka istnieje - prywatna sprawa . Ale wiara - jest nieobowiązkowa, nie chroni życia i zdrowia, nie pomaga w stosunkach społecznych. Dla mnie to coś jak wybór szkoły średniej - idziesz w prawo albo w lewo , jak już jesteś na tyle świadoma żeby decydować.
Ja w drugą stronę powiem - założę się że wiele osób chodzących do Kościoła nie wie po co tam chodzi. Chodzą bo chodzili ich rodzice , dziadkowie i oni od małego. I jak odwożę dziecko w niedziele do mamy to ludzie z mszy wychodzą z kościoła i dmuchają przez podwójną trzypasmową jezdnię biegiem, mimo że 50 m dalej jest kładka dla pieszych (a ksiądz nie raz mówił że łamanie przepisów Prawa o Ruchu Drogowym to grzech). Wracają do domów i biją, kradną i tak dalej . A przecież niemal 100 procent wierzących w narodzie. Myślę że rodzice dzieciom mają wiele ważniejszych i potrzebniejszych rzeczy do przekazania niż wiara.
OdpowiedzUsuńDlaczego mam się zastosować do kościelnego prawa? Urodziłem się w Polsce, obowiązuje mnie prawo polskie. Nie ja się zapisałem do Kościoła. Ok, chrzest dla dziecka, komunia dla dziecka. Ale potem - uważam że w wieku na przykład 18 lat powinien być obowiązek pojawienia się w Kościele i zadeklarowania tego że chce się do wspólnoty należeć. Wtedy byłoby sprawiedliwie i jasno. Przyszedł jest wierzący, nie przyszedł - nie jest. Jak przyjdzie za rok , dwa , pięć - jest wierzący. A tak - 100 procent wierzących. Pogadałbym o wielu rzeczach z księdzem po kolędzie, ale nie sądzę żeby przyszedł :-)
O, a może podpowiesz mi w jednej kwestii. Moje dziecko , niespełna 8 lat. Wierząca jak pisałem. Jak jest u mnie w weekend to odwożę ją do mamy pod Kościół na 10 . Jest msza dla dzieci. Jeszcze dopóki było ciepło to chodziła chętnie. Wcześniej nie wiem jak bo spędzała u mnie całą niedzielę do wieczora. Teraz - wczoraj - dziecko w płacz że ona do Kościoła nie chce. Że nudno, że zimno, długo, że nie rozumie o czym jest mowa. Ja i moja partnerka pomału jej zaczęliśmy wyjaśniać że powinna chodzić, że się pomodli że to takie święcenie dnia świętego i tak dalej. Potem już pod kościołem jak na mamę czekaliśmy zacząłem zagajać że może mama zabrałaby ją gdzie indziej na mszę, jakoś inaczej prowadzoną . Dziś jeszcze to omówię. Ale mam wrażenie że dziecko się zniechęci jak ja kiedyś. Jak mam temu zapobiec? Jak ja mogę temu zapobiec?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam - jasiek
A znasz przysłowie "Verba docent exempla trahunt"? Jeśli dla Ciebie wiara w Boga jest nieistotna, jeśli nie praktykujesz, to trudno, żeby dla twojej córki była ważna. To tak jakbym próbowała moich synów zachęcić do wyznawania Rastafarianizmu, sama uznając go za bezsens i tylko mówić im: "chłopcy, to ważne, abyście oddawali cześć wielkiemu cesarzowi Etiopii, bo powinniście to robić.
Usuń