piątek, 16 sierpnia 2013

I po pielgrzymce...

Wczoraj wróciłam z pielgrzymki rowerowej. Choć pierwszy raz, to odważnie zdecydowałam, że jadę w obie strony: od Józefa (kaliskiego) do Maryi i od Maryi do Józefa. Wysiłek był bardzo duży, zwłaszcza powrót dał mi w kość... Jednak jestem zadowolona i zastanawiam się nad pojechaniem w przyszłym roku. Zależy to od wielu czynników...
Najbardziej na pielgrzymce uderzyła mnie życzliwość braci i sióstr, taka bezinteresowna, np.: pomóc z rowerem? przynieść siostrze zupę? przyniosę wam wodę, bo tam jest przy samochodzie... Niby drobiazgi, a jednak bardzo miłe. Poza tym bardzo podobał mi się sposób wchodzenia do sanktuarium. Bardzo spokojnie, grupa po grupie, rowerowa na końcu. Nikt się nie spieszy, nikt się nie przepycha, każda grupa spokojnie czeka na swój (choć krótki) czas w Kaplicy Cudownego Obrazu.
Wszystko to było dla mnie nowe, ponieważ na żadnej pielgrzymce nigdy nie byłam, więc moje wrażenia są przeżyciami "nowicjusza".
Nie wiem jeszcze, jakie owoce przyniesie ta pielgrzymka, wydaje mi się, że duchowo przeżyłam ją dość powierzchownie... może dlatego, że skupiłam się na wysiłku, jaki wkładałam w drogę na Jasną Górę. A może właśnie ten wysiłek, bez uniesień i "cukierków" duchowych, jest cenny w oczach Boga?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz