czwartek, 29 sierpnia 2013

Kolejny nowy rok szkolny...

...zaczynam  jutro. Pełna obaw i niepokoju... Czy nie porywam się z motyką na słońce? W te wakacje zapadło wiele brzemiennych w skutki decyzji: studia doktoranckie, wniosek o stwierdzenie stopnia niepełnosprawności, a nawet dalekosiężne plany przebudowy części mojego rodzinnego domu na mieszkanie dla mnie...Oprócz tego w tym roku kończę staż na nauczyciela mianowanego. Nie wiem, czy temu wszystkiemu podołam... Trzeba więc prosić Boga o siły i wytrwałość. To była jedna z intencji pielgrzymkowych.

W tym roku szkolnym będę miała dwie godziny w przedszkolu. Poprzednio uczyłam w takim malutkim, gdzie było kilkanaścioro dzieci, w dodatku od 3 do 6 lat, wymieszane. Nie było łatwo... W tym roku to przedszkole zostało tymczasowo zamknięte (uff...) ze względu na małą liczbę dzieci i planowany remont. Ja natomiast dostałam propozycję pracy w "naszym" przedszkolu - czyli sąsiadującym z moim gimnazjum. Propozycja spadła z nieba, ponieważ z powodu niżu demograficznego mamy mniej klas, a co za tym idzie, mniej godzin. Tu pojawił się problem, bo do tej pory ja miałam cały etat, a ksiądz 10/18. I dwóch godzin zabrakło... Przyjęcie godzin w przedszkolu rozwiązało sprawę - będą dla mnie "uzupełnieniem etatu", a ksiądz zachowa swoje "pół".
Nie przepadam za pracą w przedszkolu, dlatego nie jestem zachwycona. Cóż, trzeba brać, co dają :)

Nowy rok szkolny zawsze niesie ze sobą wiele niewiadomych. Dla mnie to już siódmy (!) rok pracy. Przez te kilka lat nabrałam pewności siebie, można powiedzieć, że "nauczyłam się uczyć", a jednak nadal powrót do szkoły we wrześniu to dla mnie duży stres...

Odwiedzających mojego bloga (choć nadal anonimowych, nad czym ubolewam) proszę o choć krótką modlitwę w mojej intencji. :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Eschatologia dla laików


Eschatologia to jedna z najtrudniejszych (jak dla mnie) dziedzin teologii. Pismo św. mówi o "rzeczach ostatecznych" za pomocą symboli, porównań, obrazów. Niełatwo więc mówić o tym, co i tak do końca zostanie tajemnicą: śmierć, sąd, niebo albo piekło. Hołownia w rozmowie z ks. Strzelczykiem  podejmuje próbę opisania tych spraw. Korzystają przy tym ze współczesnego języka, porównań bliskich człowiekowi żyjącemu w XXI wieku. Mimo wszystko, nie da się odpowiedzieć na wszystkie pytania, w pewnym momencie stajemy przed tajemnicą, do której potrzebna jest wiara.


Książka budzi pewien niepokój - do nieba nie jest tak łatwo się dostać… Skłania do refleksji nad swoim życiem, nad konsekwencjami swoich wyborów… Trzeba patrzeć na swoje życie w kontekście nieba.

piątek, 16 sierpnia 2013

I po pielgrzymce...

Wczoraj wróciłam z pielgrzymki rowerowej. Choć pierwszy raz, to odważnie zdecydowałam, że jadę w obie strony: od Józefa (kaliskiego) do Maryi i od Maryi do Józefa. Wysiłek był bardzo duży, zwłaszcza powrót dał mi w kość... Jednak jestem zadowolona i zastanawiam się nad pojechaniem w przyszłym roku. Zależy to od wielu czynników...
Najbardziej na pielgrzymce uderzyła mnie życzliwość braci i sióstr, taka bezinteresowna, np.: pomóc z rowerem? przynieść siostrze zupę? przyniosę wam wodę, bo tam jest przy samochodzie... Niby drobiazgi, a jednak bardzo miłe. Poza tym bardzo podobał mi się sposób wchodzenia do sanktuarium. Bardzo spokojnie, grupa po grupie, rowerowa na końcu. Nikt się nie spieszy, nikt się nie przepycha, każda grupa spokojnie czeka na swój (choć krótki) czas w Kaplicy Cudownego Obrazu.
Wszystko to było dla mnie nowe, ponieważ na żadnej pielgrzymce nigdy nie byłam, więc moje wrażenia są przeżyciami "nowicjusza".
Nie wiem jeszcze, jakie owoce przyniesie ta pielgrzymka, wydaje mi się, że duchowo przeżyłam ją dość powierzchownie... może dlatego, że skupiłam się na wysiłku, jaki wkładałam w drogę na Jasną Górę. A może właśnie ten wysiłek, bez uniesień i "cukierków" duchowych, jest cenny w oczach Boga?

piątek, 9 sierpnia 2013

Pielgrzymka

Po wielu wahaniach, wątpliwościach itp. podjęłam decyzję o pielgrzymce. Ze względu na moje ograniczenia związane z poruszaniem się, będzie to pielgrzymka rowerowa. Chodzenie sprawia mi problemy, ale jazda na rowerze wręcz przeciwnie :) W mojej diecezji (Kalisz) od 12 lat pielgrzymuje grupa rowerowa organizowana przez Akcję Katolicką. Długo się zastanawiałam, ale chyba największą przeszkodą był fakt, że nikogo nie znałam... Dopiero w zeszłym roku moja uczennica, Monika, powiedziała mi, że jej babcia była na rowerowej, no i ona w przyszłym roku pojedzie. W związku z tym zobowiązałam Monikę, żeby mnie motywowała i mobilizowała :) Tak się złożyło, że z naszej parafii jedziemy we trójkę (a może nawet we czwórkę?), więc będzie do kogo się odezwać. Wyjeżdżamy w niedzielę, na Jasnej Górze będziemy 13.08 (wtorek), wracamy też rowerowo, w domu będę 15.08.

Bardzo się cieszę na tę pielgrzymkę, nigdy nie byłam... Tym bardziej, że mam sporo spraw do powierzenia Bogu i Maryi. Przyda się też naładować duchowe akumulatory przed nowym rokiem szkolnym.

Jak zwykle, niepokoi mnie jedno. W tego typu przedsięwzięciach nie lubię spraw "organizacyjnych". Chodzi o kwestie bagażu, żywności i zakupów. Osoby, z którymi jadę, mówią: "jakoś to będzie, damy sobie radę", a ja już się przejmuję, czy będzie czas, żeby kupić chleb, wodę, jakieś słodycze czy coś... Wiem, że jestem przewrażliwiona... :) Staram się cieszyć z wyjazdu, a nie zajmować przyziemnymi sprawami, a jednak... Trzeba więcej ufać!!

P.S.
Przyjęli mnie na studia doktoranckie ;)