niedziela, 13 października 2013

Co ma wspólnego Syryjczyk Naaman... z Różańcem?

Wódz Syryjski Naaman, który był trędowaty, zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem! A teraz zechciej przyjąć dar wdzięczności od twego sługi! On zaś odpowiedział: Na życie Pana, przed którego obliczem stoję - nie wezmę! Tamten nalegał na niego, aby przyjął, lecz on odmówił. Wtedy Naaman rzekł: Jeśli już nie chcesz, to niechże dadzą twemu słudze tyle ziemi, ile para mułów unieść może, ponieważ odtąd twój sługa nie będzie składał ofiary całopalnej ani ofiary krwawej innym bogom, jak tylko Panu.
(2 Krl 5,14-17)

Kiedyś już o Naamanie pisałam. To trędowaty, który przybył do proroka Elizeusza, aby ten go uzdrowił. Niechętnie odniósł się do polecenia proroka - "obmyj się siedem razy w Jordanie". "Tylko tyle?" - zdaje się mówić Naaman. Pewnie oczekiwał jakiś niezwykłych obrzędów, zaklęć...

Bóg nie domaga się od nas "duchowych akrobacji", wręcz przeciwnie, ceni prostotę - w modlitwie, w liturgii... Nie trzeba wprowadzać żadnych udziwnień, dodatków... W ten sam sposób można rozumieć Różaniec. Akurat mamy październik, nabożeństwo różańcowe. Wstyd się przyznać, ale ja mam z Różańcem ogromne kłopoty... Z jednej strony wiem, że jest to niezwykła i cudowna modlitwa, a z drugiej strony, mam ochotę powiedzieć jak Naaman: Tylko tyle? Takie powtarzanie "zdrowasiek"? To zbyt proste dla mnie, wykształconego teologa... Ja już jestem na wyższym poziomie, chcę się modlić bardziej "ambitnie"... 

Bzdura! Takie myślenie to najzwyklejsza pycha! Niełatwo dostrzec, że Różaniec to coś więcej, niż powtarzanie formułek. Trzeba iść wgłąb, zanurzyć się w tej modlitwie jak Naaman w Jordanie. A przede wszystkim, trzeba to robić z wiarą. Wtedy można doświadczyć cudu - jak Naaman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz