wtorek, 21 sierpnia 2012

Ewangelią jak obuchem po głowie

Sporo jest prawdy w tym, co pisał Brandsteatter w "Kręgu biblijnym", że można czytać jakiś fragment Biblii wielokrotnie, i właściwie nic w nim nie znaleźć, aż tu nagle...
Spotkało mnie to całkiem niedawno. Ileż to razy czytałam fragmenty o ukazywaniu się zmartwychwstałego Jezusa uczniom. Wydawałoby się, że nic już mnie nie zaskoczy. Jak bardzo się myliłam...

"Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»". [Mt 28,16-20]

Co mnie tak poraziło? Jedno zdanie, którego przy mniej uważnym czytaniu można nawet nie zauważyć: "Niektórzy jednak wątpili". Jak to wątpili? Przecież ukazał im się Jezus, zgromadzeni uczniowie oddali Mu pokłon. Chyba bardziej przekonującego dowodu na Zmartwychwstanie już nie można przedstawić. A jednak... Serce zamknięte na Boga odrzuca wszelkie argumenty, nawet najbardziej oczywiste. Tak się zaczęłam zastanawiać, co pomyśleli sobie ci, którzy nawet na widok Jezusa wątpili. Że to oszustwo? Że to nie Jezus, tylko ktoś podobny? Jak bardzo musieli być zamknięci na prawdę, zatwardziali w swoich przekonaniach, że mieli wątpliwości nawet w tak bezpośrednim spotkaniu?
Jeśli ktoś nie chce przyjąć Prawdy, to nic go nie przekona. Jezus też mówił, że niektórych ludzi nie przekonają nawet umarli wstający z grobów (patrz --> przypowieść o bogaczu i Łazarzu). Ten tekst sprowokował mnie do wdzięczności Bogu za łaskę wiary. Nie wiem, czy to powód do dumy i chwalenia się, ale ja jakoś nigdy nie miałam wątpliwości w wierze. Zastanawiam się, o czym to świadczy :) Czy jestem tak naiwna? Chyba nie, bo poszukuję odpowiedzi, wyjaśnień na to, czego nie rozumiem. Ale nawet niezrozumienie nie staje się dla mnie powodem do wątpienia. To pewnie łaska Boga, że moja wiara jest taka, hmmm, jak to wyrazić, niewzruszona? Nie wiem, czy mogę określić ją jako silną czy głęboką, ale na pewno mocno się jej trzymam, i jeszcze nie spotkało mnie nic, co mogłoby tę moją wiarę jakoś naruszyć. Chyba ma jakieś mocne fundamenty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz