Znalezienie dwunastoletniego Jezusa w świątyni - 5. tajemnica radosna. Rozważając tę tajemnicę najczęściej skupiamy się na słowach Jezusa - o byciu w tym, co należy do Jego Ojca. Mnie ostatnio uderzyło coś zupełnie innego. Przecież, żeby znaleźć Jezusa, trzeba Go było najpierw zgubić. Przytrafiło się to Jego rodzicom, którzy wracali z Jerozolimy po przeżyciu uroczystego święta. Można się domyślać, że pielgrzymi byli jeszcze w podniosłym, świątecznym nastroju, w ich uszach brzmiały jeszcze paschalne hymny i psalmy, być może w sercach rozważali wielkie tajemnice wiary, wielbili Boga... I w tym świątecznym nastroju zgubili Jezusa...
Moja refleksja - czy nie zdarza mi się zgubić Jezusa nawet w świątecznym i podniosłym nastroju? Przyszły mi na myśl rekolekcje wyjazdowe dla mojej wspólnoty. Czy w natłoku obowiązków, dopilnowania wszystkiego, ułożenia programu tak, żeby był atrakcyjny dla uczestników, nie gubię gdzieś po drodze Jezusa? Wydaje mi się, że schodzi On w moich przeżyciach na dalszy plan, gubi się gdzieś w mojej pobożności, w moim świętowaniu. Wiem, że brzmi to paradoksalnie. Jednak jestem przekonana, że można zgubić Jezusa nawet w pobożności, w modlitwie, w uroczystości. Jeśli coś innego absorbuje moją uwagę i aktywność, to nawet modlitwa, adoracja Najśw. Sakramentu może odbywać się "bez Jezusa". Gdzieś Go gubię...
Podobnie było kilka dni temu, kiedy w mojej parafii odbywała się wizytacja biskupa i bierzmowanie. Szczerze mówiąc, ani podczas przygotowań, ani w czasie bierzmowania, nie miałam czasu ani sił skupić się na modlitwie. Bo trzeba dopilnować czytających, niosących dary, ustawić ich we właściwym porządku...
Często dostrzegam, że mimo specyfiki mojej pracy i działalności w parafii, gubię gdzieś po drodze sens i cel: Chrystusa. Na szczęście, Duch Święty czuwa i daje mi takie sygnały, abym wiedziała, KTO jest w tym wszystkim najważniejszy.