Przeczytałam tę książkę jednym tchem, praktycznie nie mogłam się oderwać. Właściwie książka zasługuje na 6, ale... No właśnie, pojawia się "ale". Książka jest świetna, ale lepiej by było, gdyby jej nie było... Opowiada ona bowiem autentyczną historię.
Autorka od wielu lat zajmuje się opieką zastępczą. Trafiają do niej dzieci, które z różnych powodów zostały odebrane biologicznym rodzicom. W domu Cathy uczą się życia w normalnej rodzinie.
Tym razem Cathy podjęła się opieki nad ośmioletnią Jodie. Dziewczynka wydaje się "podejrzana", ponieważ w ciągu czterech tygodni przeszła przez pięć rodzin zastępczych. Cathy zdecydowała się podjąć ogromny wysiłek, aby pomóc dziewczynce. Wiązały się z tym nieprzespane noce, nerwy, poczucie bezradności, brak czasu dla siebie i pozostałych członków rodziny... a efektów długo nie było. A kiedy w końcu się pojawiły, okazały się straszne. Jodie zaczęła ujawniać przerażające fakty ze swojej przeszłości...
Ta książka powaliła mnie na kolana. Przeraził mnie ogrom cierpienia i okrucieństwo, jakie dotknęło dziewczynkę ze strony najbliższych. Zirytowała mnie powolność, nieudolność i bezradność policji, opieki społecznej i tych, których zadaniem jest pomagać i starać się zapobiec takim sytuacjom. Denerwowało niezrozumiałe milczenie i obojętność ludzi, którzy otrzymywali sygnały, że dzieje się coś złego.
Ta historia nie powinna się wydarzyć. Niestety, miała miejsce. Z pewnością nie jest to jedyny i wyjątkowy przypadek. Takich historii, nieopisanych, jest wiele.Warto wiec przeczytać. Może dzięki temu staniemy się bardziej wrażliwi na krzywdę innych? Może będziemy wiedzieli, jak zareagować?
Kiedy ludzie dowiadują się, jaki jest mój zawód, dziwnie na mnie patrzą... A bycie katechetką to coś wspaniałego! Sami się przekonajcie...
poniedziałek, 16 stycznia 2012
środa, 11 stycznia 2012
Niezwykła okazja i fantastyczne spotkanie
Relikwie bł. JPII |
Mnie spotkała podwójna przyjemność :) O. Góra pochwalił mnie publicznie (!) za piękne przeczytanie Słowa Bożego, potem jeszcze proboszcz podziękował mi za pracę i przygotowanie młodzieży, a o. Góra zaprosił mnie wraz z młodzieżą na Lednicę. I wszystko "spadło" z ambony! Bardzo miłe uczucie, nie powiem...
Po Mszy św. razem z oazowiczami poszliśmy na salkę parafialną na spotkanie z o. Górą i "jego ludźmi". Tutaj zostałam ponownie kilkakrotnie pochwalona (ach...), i zostaliśmy zaproszeni na rekolekcje do Lednicy. Oczywiście, jak moi to usłyszeli, to od razu jakieś porozumiewawcze spojrzenia kierowali w moja stronę. Pewnie, że pojedziemy, a co?!
Wrażenia niesamowite. Poczułam się bardzo dowartościowana, to naprawdę miłe. Chociaż sama zdaje sobie sprawę, że na tyle pochwał nie zasługuję...
Subskrybuj:
Posty (Atom)